Pireneje

Sławomir Kalinowski
 
WSTĘP | POPRZEDNI | NASTĘPNY | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15

Dzień 2

14 czerwca 1996, piątek, godz. 8:55. Przed chwilą obudziłem się. Jeszcze mam w pamięci sen, jak poszedłem ze znajomymi na przyjęcie do jakiegoś Chińczyka, który  miał mnóstwo żon. Obraziłem się na niego i wyszedłem, bo chcieli mnie przyjmować gdzieś w kuchni. Za mną wybiegła cała zgraja jego żon żeby mnie zatrzymać i łaziły za mną po mieście. Uff, dobrze, że się obudziłem.

Dla PanówJuż wymyłem się i zaraz będę jadł śniadanie. Ptaki od świtu hałasują. Jakieś latające robactwo gryzie jak szalone. Słońce zaczyna przypiekać. Gdy położyłem się spać, nie zasnąłem od razu. Koty zaczęły buszować po worach ze śmieciami i szeleścić nimi. Do tego tak potwornie wydzierały się pod moim namiotem, że musiałem je przepędzić.


Godz. 10:20. Jestem już spakowany, zaraz wychodzę. Pod prysznicem znalazłem martwą dużą modliszkę. Prawdopodobnie jest to samica. Ciekawe, ilu nieboraków padło jej ofiarą.


Godz. 11:55. Zrobiłem zakupy i mogę iść w góry. Dzisiejsze wydatki: opłata za kemping - 850 pts, karta telefoniczna - 1000 pts, zakupy w sklepie Aldi - 988 pts (kiełbasa "chorizo", puszka kalmarów, bagietka, masło, rogaliki z czekoladą). Kiełbasa, którą kupiłem, jest typowa dla Hiszpanii - ma kolor czerwony, z dużą ilością papryki, pikantna, grubo mielone mięso, żylaste, trochę podsuszone. Prawdopodobnie jest dość trwała, co jest niezbędne w tym klimacie.

Kemping jest dość kosztowny dla pojedynczej osoby. Przy dużym namiocie i kilku osobach może to wyjść nie najgorzej. Osobne są opłaty za namiot, osoby, samochód, przyczepę kempingową itd.

Widok w kierunku trasy mojej wędrówkiNa platanach niektóre liście są uschnięte, a pozostałe zielone, tak jakby drzewo traciło sukcesywnie stare liście. W powietrzu przemykają szybko jerzyki głośno przy tym pokrzykując. Widoczne są wróble, a także jakieś wielkie, drapieżne ptaki. Siedzę teraz w parku przed ostatecznym wyjściem w góry. Partie szczytowe pokryte są śniegiem, ale na przełęcze chyba da się wejść. Jaca przypomina mi trochę Zakopane i taka chyba jest też jej rola. W Jace jest cytadela. Jeszcze tylko zdjęcie w kierunku mojej wędrówki i w drogę.


Godz. 12:45. A więc stało się. Już wędruję po górach. Za sobą mam Jacę, a przed sobą ośnieżone góry. Na razie idę wzdłuż torów. Jestem teraz na łączce nad tunelem. Miejsce wydaje się dobre na nocleg, ale daleko jest do wody. Jest skwar, ale można wytrzymać, bo wieje niezbyt silny wiatr. W dole widoczna jest rzeka i ruchliwa szosa, prowadząca do Francji. w tej chwili nie wiem, na co decydować się - iść dalej wzdłuż torów, czy skręcić w boczną dolinkę. Wcześniej przechodziłem przez inny, niezbyt długi tunel. W tunelu leżał duży pies, zabity pewnie przez pociąg. Brrr, zrobiło mi się nieprzyjemnie. Przyspieszyłem kroku i zacząłem uważniej nasłuchiwać, czy nie jedzie już jakiś pociąg.


Most na rzece Garcipollera Godz. 14:05. Opuszczam dolinę rzeki Aragon i zapuszczam się w boczną dolinkę. Daleko nie uszedłem. Trafiłem na ładne miejsce. Przez rzekę przerzucony jest wysoki most przypominający rzymskie akwedukty. Widoczna jest w nim duża wyrwa. Spotkany przy rzece chłopak z rowerem mówi, że że biegła tędy rzymska droga. Na moście jest data 1885. Rzymian w tym czasie to chyba już tu nie było. Może to data restauracji? Most jest wąski, tyle co dla jednego konia i człowieka obok.
Most na rzece GarcipolleraKąpiel pod mostemPod wiaduktem znajduje się kilka basenów z wodą i tarasy. Woda jest chłodna, wspaniała na ten upał. Wziąłem kąpiel pod wodospadem, popływałem w basenie. Poprosiłem chłopaka o zrobienie mi zdjęcia pod strumieniem wody. Niełatwo było utrzymać równowagę pod napierającą wodą. Rozkosz cielesna. Odświeżyłem sie. Baseny i kaskady zrobione są prawdopodobnie po to, aby osłabić na wiosnę impet wody spływającej z gór i zabezpieczyć most przed zniszczeniem.
W małej kałuży koło rzeki obserwuję kilka węży. Mają długość po około 30 cm. Chcę zrobić im zdjęcie, ale spłoszyły się i pochowały pomiędzy kamienie w głębi bajorka. Nie znam ich i nie mam na tyle odwagi, aby wygrzebać jakiegoś spod kamienia. Nie będę ryzykował, nie wiem, czy są jadowite. Godz. 15:00. Czas ruszać w drogę.

Godz. 16:15. Upał jest obezwładniający. Nie uszedłem daleko. Do klasztoru jeszcze 6 km. Musiałem schować się w cień przed tym potwornym upałem. Poza tym porobiły mi się odciski na stopach. Ledwie lazłem. Na dodatek mam poobcierane uda. Ciężko się idzie. Wszystko co żywe siedzi teraz cichutko w cieniu. Pora sjesty.

Wioska GarcipolleraGóry, przez które idę, zbudowane są ze skał osadowych - piaskowców, iłów, łupków. Nie jestem jednak geologiem i nie chce za dużo wymyślać. Warstwy ułożone są ukośnie. W jednym miejscu widziałem zupełnie pionowo ułożone, ale możliwe, że było to jakieś duże osuwisko. Góry pokryte są niedużymi iglastymi drzewami, nie wiem jednak, jaki to gatunek. Wszystko jest bardzo suche, łatwo o pożar. Z drogi trudno jest zapuścić się gdzieś na przełaj, gdyż wszystko porośniete jest jakimś kolczastym zielskiem.


Ruiny klasztoru Acin Godz. 18:00. Nadal gorąco. Jakieś ruiny, nie potrafię jednak ocenić, czy to jakiś klasztor czy niewielki zamek. Posiada elementy obronne. Wewnątrz resztki niebieskich tynków. Obok miła łączka nadająca się na biwak. Rzeka w odległości 100 metrów.

Klasztor Santa Maria de IguelezGodz. 18:30. Dowlokłem się wreszcie resztką sił do klasztoru "Santa Maria de Iguelez". Jest to odrestaurowany, pojedynczy budynek na głucho zamknięty, otoczony drzewami. Ma już prawie 1000 lat. Położony jest na wysokości 1000 m.

Górna granica lasu jest już niedaleko. Widoczne są górskie hale i śnieg w żlebach. Jutro pewnie dotrę już do większego śniegu. Wody dziś nie brakowało. Zobaczymy, jak będzie jutro. Widziałem tylko jeden samochód z trzema osobami, który jechał do tego klasztoru. Poza tym zupełna pustka, żywej duszy. Z tego, co się doczytałem na tablicy informacyjnej dla turystów, można biwakować w górach w grupach nie większych niż dziewięć osób, trzy namioty i przez dwie doby, w miejscach nie bliżej niż 5 km od kempingu i 1 km od zwartej zabudowy.

Z drugiej strony klasztoru na drzewie jest tabliczka "PROHIBIDO TIRAR BASURAS" - zakaz biwakowania. Zamierzam jednak przenocować przy klasztorze, 50 m od budynku. Tu z kolei jest tabliczka "PROHIBIDO HACER FUEGO". Chyba jest to zakaz rozpalania ognia. Pod tabliczką ułożony jest kamienny podest i murek ze śladami spalenizny.


Godz. 20:10. Wieczór jest spokojny i przyjemny, temperatura wręcz wymarzona, pewnie około 25 stopni. Słońce schowało się za górą. Skrzydlate grające robactwo hałasuje jak opętane, śpiewają też ptaki. Pewnie poczuły się lepiej po całodziennym upale. Świerszcze, które tu słyszę, grały też wieczorem w Kapadocji. Wtedy myślałem, że to ćwierkają jakieś ptaki.

Siedzę na betonowym progu przegradzającym koryto strumienia. Progów takich widziałem po drodze dość dużo. Mam widok w górę doliny i w dół. Góry przypominają trochę Bieszczady - ich wygląd, kształty, wysokość. W górze doliny, w szczytowej partii są połoniny. Nie ma strefy kosodrzewiny. Jest jednak pewna zasadnicza różnica - w Bieszczadach są lasy bukowe, a tu iglaste.

Jak dotąd, zabranie ze sobą tylko butów górskich i plastikowych klapków okazuje się dobrym rozwiązaniem. Zobaczymy, czy będę miał takie samo zdanie po powrocie.

Dolina, w której jestem, nazywa się "valle de la Garcipollera". Klasztor był wybudowany pod wezwaniem "Santa Maria" pomiędzy 1040 a 1050 rokiem. Klasztor jest w stylu romańskim. Budowla, którą minąłem po drodze, jest też klasztorem i nazywa się "Acin". W dolinie tej rzeki i rzeki Aragon jest jeszcze kilka innych klasztorów, określanych po hiszpańsku "iglesias y ermitas romanicas". A tak nawiasem mówiąc, to dopiero tu na miejscu zorientowałem się, że jestem w Aragonii.


Godz. 22:00. Jeszcze jest widno. Leżę już w namiocie i zamierzam spać. Jedynie trochę się niepokoję, czy nie przyjdzie ktoś wlepić mi mandatu za biwakowanie w niedozwolonym miejscu. Jednak jak zdążyłem się zorientować, pewnie nieprędko ktokolwiek się tu zjawi. Zupełne odludzie. Czuję się trochę nieswojo, takie odludzie i ten zamknięty klasztor. Nie wiadomo, co może czaić się w środku. Jestem jednak na tyle zmęczony, że powinienem dobrze spać. Jutro zaczną się prawdziwe górskie widoki. Miło jest - świerszcze grają, ptaki śpiewają, zmory wyłażą z kątów. Dobranoc, pchły na noc. Wyobraźnia zaczyna podsuwać mi obrazy cieni dawnych mieszkańców snujących się bezgłośnie po salach klasztoru, zadumanych nad marnością ludzkiego życia.

WSTĘP | POPRZEDNI | NASTĘPNY | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15