Pireneje

Sławomir Kalinowski
 
WSTĘP | POPRZEDNI | NASTĘPNY | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15

Dzień 11

23 czerwca 1996, niedziela, godz. 10:25. W nocy bardzo mocno zmarzłem. Teraz jest już ciepło i jeszcze się wyleguję, aby trochę wygrzać się. Trzeba jednak brać się zaraz za przygotowywanie śniadania i iść dalej. W końcu jestem na terenie parku narodowego, gdzie namiot można rozbijać tylko na noc.


Godz. 12:25. Dwie godziny zajęło mi przygotowanie śniadania i zbieranie się do drogi. Jestem już spakowany i za chwilę odchodzę. Wiatr dziś jest niewielki i moje samopoczucie również lepsze. Mam spalony, łuszczący się nos. Nie mam ze sobą żadnego kremu - błąd, na przyszłość trzeba coś brać. Jakaś duża mucha obmacuje właśnie mnie swoją trąbką. Owady są tu mało płochliwe. Dotykam muchę długopisem, a ona nic, zajęta jest macaniem. Mucha jest dziwna, ma dwa rogi.

Chmurzy się. Pogoda robi się niepewna. Trzeba ruszać w drogę.


Godz. 15:00. Nareszcie czuję się lepiej pod każdym względem. Jestem wreszcie na otwartych przestrzeniach i mogę sam wybierać drogę. W tych wąwozach czułem się jak w klatce. Tu przynajmniej słyszę skowronka. W niewielkiej odległości ode mnie jest wąwóz Anisclo, który zupełnie inaczej wygląda z góry. Jest to szczelina pośród łagodnych wzgórz, tyle że szczelina ta ma głebokość chyba ze 200 metrów. Jeszcze zejdę tylko na krawędź tego kanionu, aby do niego napluć i więcej tam nie wracać.


Mój kierunek to teraz miejscowość Ainsa, położona nad jeziorem de Mediano. Widzę to jezioro z miejsca, gdzie siedzę. Jest ono w odległości nieco ponad 20 kilometrów. Jest to blisko. Można tam dojść w ciągu dnia. Ja mam na to trzy dni. Będę lazł powoli, nie spiesząc się. Chcę tam dotrzeć w środę wieczorem. Dziś jest dopiero niedziela.


Godz. 16:00. Naplułem z krawędzi kanionu Anisclo w głąb doliny. Chciałem coś więcej, ale wiał wiatr i czułem się zbyt niepewnie na tej krawędzi, która kończyła płaską niczym stół powierzchnię skały przewieszonej ponad kanionem. Położyłem się na krawędzi i patrząc w dół spoglądałem na ślinę ginącą gdzieś w przepastnych przestrzeniach kanionu.


WSTĘP | POPRZEDNI | NASTĘPNY | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15