Zanim
dojechaliśmy do wioski Brebu zatrzymaliśmy się na odpoczynek w górach.
Mieliśmy za sobą przeprawę przez przełęcz, może niezbyt wysoko położoną,
ale za to bardzo kiepską drogą gruntową. Dopiero za przełęczą droga poprawiła
się. Na przełęczy leżała niewielka wioska. Asfalt kończył się daleko przed
wioską. Jednak samochody dalej dojeżdżały. Wyglądało na to, że gdzieś po
drodze utkniemy na rozjeżdżonej drodze. Przy okazji naszły mnie refleksje,
że takie wioski jak ta mogą za jakiś czas wyludnić się, tak jak w Hiszpanii.
Głownie ze względu na trudności z dojazdem do tych wiosek, trudne warunki
życia w nich i znaczną poprawę warunków życia w miastach. Prawie wcale
nie widziałem tam maszyn rolniczych. Gospodarstwa są bardzo ubogie. Gdy odpoczywaliśmy
za przełęczą przyglądałem się ludziom, którzy przyjechali wozem ciągnionym
przez malutkie koniki. Byli to pilarze z piłami łańcuchowymi. Jeden poszedł
do lasu, a drugi został jeszcze jakiś czas przy wozie. Okrył konie derkami
i dał im siano. Czynności te wykonywał powoli, bez pośmiechu, ale dokładnie.
Koniki sprawiały wrażenie zadowolonych. Zajęły się zajadaniem siana, a pilarz
poszedł w stronę drzew i za chwilę skrył w wąwozie.
W Brebu odwiedziliśmy pozostałości po dawnym
monastyrze. Cerkiew stojąca na terenie monastyru jest dość wartościowym zabytkiem.
Z dawnych zabudowań klasztornych pozostał tylko jeden budynek i wieża z bramą.
W kilku miejscach widoczne były stare, kamienne krzyże. Duże wrażenie robił
mur otaczający teren monastyru. Sprawia wrażenie bardzo starego, przez lata
budowanego z różnych materiałów - kamienia i cegły. W murze
można wypatrzeć ślady dawnych pomieszczeń przylegających do mury, cegły tworzące
łuki nad dawnymi okienkami. Tło na tej stronie zrobione zostało z fotografii
fragmentu muru.