Piec kuchenno-łazienkowy
Przez lata użytkowania tego
domu problemem zawsze była łazienka, a dokładniej jej niedogrzanie w
chłodniejszych porach roku. Grzejnik elektryczy niewiele był w stanie
podnieść temperaturę. Podczas okresów świątecznych, gdy w piecu
kuchennym niemal cały czas się paliło, to łazienka też była nieco
cieplejsza, w porywach było nawet 15 stopni. Ściana, do której
przylegał piec kuchenny trochę się z czasem rozgrzewała.
Kafle do części łazienkowej
kupiłem w Katowicach. Była to mieszanina kafli z dwóch wysokich,
ozdobych pieców - jednego narożnego i drugiego prostokątnego.
Właściciel zostawił sobie z tego kilka kafli i zdekompletował piece.
Chciał wykorzystać je do budowy kominka. Z tego co mi zostało udało mi
się zbudować piecokominek w 2004 roku, a pozostałe kafle czekały
jeszcze kilkanaście lat na swoją kolej. Projekt przodu pieca
zrobiłem już w 2008 roku, ale na realizację trzeba było jeszcze długo
czekać. Piece leżały przez te lata na korytarzu i przeszkadzały w
chodzeniu. Pierwotnie chciałem wstawić do pieca centralny ozdobny
kafel,
który znalazłem w Toruniu, odnowiony przez konserwatora zabytków. Na
kaflu była postać ogrodniczki ze szpadlem. Kafel piękny, ale po
przymierzeniu nie do końca mi pasował. Był zbyt duży. Wybrałem inny,
też odnowiony w Toruniu, zawierający klasyczne motywy.
Kafle do części kuchennej,
szaroniebieskiej barwy, pochodziły z pieca, który rozebrałem w Gliwicach. Piec był
prawdopodobnie z przedwojennych kafli, narożny,
niezbyt wysoki, ale pękaty. Był opalany koksem. Jego konstrukcja była
zaupełnie inna, niż to co dotychczas widziałem. Kafle w większości były
bez wypełnienia, tylko puste, okopcone skorupy. Było ich za mało, aby
zrobić też wysoką ściankę grzewczą. Po wielu przymiarkach zdecydowałem,
że ścianka grzewcza będzie z białych kafli, z jednego ze starych
dębiańskich pieców. Do tego wykorzystam zwieńczenie z tego pieca. Jest
ono potłuczone, ale da się je skleić. Do pieca dokupiłem żeliwne płyty
o wymiarach 30 × 60 cm i ramkę z nierdzewnej stali z mosiężnym
relingiem.
Z projektem pieca w głowie chodziłem przez wiele tygodni. Ciągle coś wymierzałem, sprawdzałem, rysowałem. Przez głowę przeszło kilka koncepcji struktury wewnętrznej. W końcu obraz pieca nabierał coraz wyraźniejszych kształtów. Musiałem rozwiązać szereg problemów w tak nietypowej konstrukcji. Przede wszystkim chciałem mieć dwa oddzielne paleniska - w kuchni i w łazience, ale część grzewczą wspólną. Podczas palenia w kuchni obydwa pomieszczenia powinny być ogrzewane, ale chciałem mieć też możliwość palenia w łazience, aby móc zażywać wieczornych kąpieli w zimne dni i cieszyć się widokiem płomieni leżąc w wannie. Ważne dla mnie jest nie tylko znaczenie praktyczne, ale też estetyczne. Aby sprawność pieca była możliwie wysoka, droga spalin powinna być jak najdłuższa. Piec powinien posiadać też możliwość czyszczenia kanałów. Wydłużanie drogi spalin z kolei może powodować trudności z rozpalaniem, szczególnie gdy na zewnątrz jest wyższa temperatura, niż w pomieszczeniu, a więc głównie jesienią i wiosną. Zimne powietrze w wyziębionym kominie jest ciężkie i działa jak korek zatykający komin. Przebicie się przez ten korek bywa niezwykle uciążliwe, a skutkiem tego jest zadymione pomieszczenie. Problem może rozwiązać spalenie bezpośrednio w kominie np. gazety. Powstanie wtedy ciąg i rozpalenie w piecu staje się możliwe. W miarę użytkowania pieca w kanałach zbiera się popiół i sadza. Gdyby nie było możliwości ich usuwania, to po pewnym czasie kanały by się pozatykały. W typowch konstrukcjach niektóre kafle posiadają otwory, zamknięte okrągłym korkiem. Jest kilka klasycznych rozwiązań z kanałami pionowymi lub kanałami poziomymi w formie tzw. wachlarza. Dla osiągnięcia wyższej sprawności, większe piece z wachlarzem mają też często w okolicy paleniska pionowe kanały. W swoim piecu zdecydowałem się na kanały pionowe. Przewidziałem też trzy punkty do czyszczenia pieca z popiołu i sadzy. Wszystkie będą zamknięte żeliwnymi drzwiczkami. Dwa punkty na dole pieca będą służyć do czyszczenia pionowych kanałów znajdujących się po obu stronach paleniska łazienkowego i kanału wzdłuż ścianki grzewczej w łazience, a trzeci, powyżej płyty kuchennej, do czyszczenia kanałów w ściance grzewczej od strony kuchni. Te drzwiczki przydadzą się też do bezpośredniego dostępu do komina, aby można było rozpalić, gdy brak jest ciągu z powodu wyziębionego pieca i wyższej temperatury na zewnątrz. Rozwiązanie wydaje się ciekawe, mam jedak jeszcze brak pewności, czy dwa kanały opadające w piecu nie będą powodować problemów. Wkrótce przekonam się o tym. W piecu będzie też szyber, powyżej trzecich drzwiczek, który po otwarciu pozwoli na skrócenie drogi spalin bezpośrednio z paleniska do komina. W przypadku trzonu kuchennego pozwoli to na użytkowanie pieca bez pełnego ogrzewania pomieszczeń, a ułatwi też rozpalanie, gdy piec jest wyziębiony. Mam jeszcze wątpliwości, czy drobne nieszczelności w drzwiczkach nie będą powodować okopcania pieca. Ale w tym przypadku rozwiązaniem mogą być silikonowe masy uszczelniające. W piecu kuchennym zrezygnowałem z duchówki, a zamiast tego zrobiłem wnękę na drewno lub węgiel. Pionowy przebieg kanałów w piecu podpatrzyłem w narożnym piecu ze Szczecina. Również piec, który rozebrałem w Borku Wielkopolskim, też miał kanały o przebiegu pionowym. Szaroniebieskie kafle przywiezione
z Gliwic,
przeznaczone do części kuchennej, miały sygnaturę "Meissner Material".
Jest to wytwórnia z Miśni położonej w Saksonii,
produkująca ceramikę najwyższej światowej jakości.
Zwieńczenie części kuchennej
pieca postanowiłem zrobić z białego, glazurowanego kafla, pochodzącego
z jakiegoś pieca z Dębian. Kafel ten połamany był na kawałki. Szczątki
tego kafla walały się w różnych kątach. Udało mi się jedna wszystkie
odnaleźć i dopasować. Pozostało tylko posklejenie i wzmocnienie kafla.
Kafle do części łazienkowej
wymagały oczyszczenia z farby. Są one nieglazurowane, ale pomalowane
farbą. Były jej 2 warstwy. Najpierw z grubsza, farbę usuwałem
mechanicznie za pomocą opalarki, dłut i skrobaków, a resztę chemicznie,
korzystając ze stężonego roztworu NaOH z dodatkiem skrobi
ziemniaczanej. Tworzył się wtedy żel w formie kisielu. Kafel najpierw
moczyłem w wodzie, a potem smarowałem tym kisielem miejsca, z których
usuwałem farbę. Dzięki temu porowaty kafel nie wsysał w pory roztworu
NaOH, który potem bardzo trudno wypłukać. Ubytki kafli czy pęknięcia
reperowałem za pomocą fugi do płytek ceramicznych, o barwie kremowej.
Piec kuchenny przed rozbiórką i
otoczenie pieca sprawiały dość przygnębiające wrażenie. Wszystko
brudne, byle jakie. Nadszedł czas, aby bez żadnych sentymentów wyrzucić
tę namiastkę pieca i postawić wreszcie coś, co będzie nie tylko
praktyczne, ale też będzie cieszyć oczy.
Przed rozbiórką pieca najpierw usunąłem cegły, którymi był zamurowany otwór między kuchnią a łazienką. Z konstrukcji domu można było się zorientować, że pierwotnie w tym miejscu było przewidziane wykorzystanie jednego pieca na dwa pomieszczenia. Było przygotowane nadproże w postaci sklepienia z cegieł. Od strony łazienki nie było możliwości postawienia swobodnie stojącego pieca, ponieważ drzwi znajdowały się blisko kanału kominowego. Piec musiał być płaski, przylegający do ściany. Po rozebraniu ścianki z dużych, 30-centymetrowych cegieł, mogłem nieco prześledzić historię domu. W ścianie były cztery miejsca, gdzie do komina były podłączone piece. Najstarsze podłączenie było ze środka ściany, czyli musiał być to piec przejściowy, ogrzewający dwa pomieszczenia. Oprócz tego było jedno podłączenie od strony łazienki. Być może była tam użytkowana jakaś żeliwna "koza". Dwa podłączenia były od strony kuchni, jedno nisko, a drugie nieco wyżej, wykorzystywane przez ostatni piec Wcześniejszy musiał być bez ścianki grzewczej, a drugi miał ją na wysokość trzech kafli nad płytą kuchenną. Podczas wybierania cegieł ze ściany, jedna z cegieł w łuku nadproża poluzowała się. Musiałem przerwać rozbieranie i osadzić z powrotem trwale tę cegłę, bo inaczej nadproże by mi się zawaliło. Cegły spajane były tylko gliną. Na zdjęciu widoczna jest ta cegła, po wzmocnieniu jej trwałości. Podzas usuwania cegieł doskonałym narzędziem okazał się elektryczny młot wyburzeniowy. Bez niego robota by trwała wielokrotnie dłużej. Cegły wypełniające otwór były łączone zaprawą wapienną, łatwo dającą się usuwać z cegieł, które odzyskałem niemal w całości bez strat. Cały dom zbudowany został przy użyciu zaprawy z gliny. Jedna z cegieł wyjętych ze
ściany mnie rozbawiła. Znajdują się na niej odciśnięte ślady łapek
kota, który przeszedł się po niewypalonej, miękkiej jeszcze cegle.
27
lipca 2019, sobota. Rozebrałem
główny korpus pieca kuchennego. Piec nie posiadał ani części do
pieczenia chleba, ani duchówki. Oznaczało to, że niemal metr sześcienny
pieca musiał być czymś wypełniony. Spodziewałem się, że będą tam luźno
ułożone cegły, z odstępami między nimi. Niestety, była skorupa z kafli
z przylegającą warstwą cegieł, a całe wnętrze było wypełnione gruzem
ceglanym zmieszanym z pylistą gliną. Niemal cała sobota minęła na
wynoszeniu wiadrami tego gruzu i usypywaniu z niego dodatkowego placyku
na zboczu przy miejscu na ognisko.
Gdy odsłoniłem kanały
prowadzące do komina, to od razu zabrałem się za jego oczyszczenie.
Komin był już od dawna zatkany. Jedynie od czasu do czasu otwierałem
piec od góry i ręcznie wybierałem popiół, tyle ile sie dało, aby zrobić
miejsce na kolejną porcję. Jak sprawdziłem, zator miał około 3 metry.
Teraz miałem dostęp do komina na wysokości metra nad podłogą. Powyżej
komin był czysty, bez sadzy. Podczas palenia temperatura w kominie
zawsze była na tyle wysoka, że sadza się nie osadzała, jedynie opadał w
dół popiół. Z komina wybrałem ręcznie to co się dało, potem wysysałem
odkurzaczem kominkowym. Od dołu, przez otwór rewizyjny w piwnicy
próbowałem wydrapać zator żmijką hydrauliczną. Kilka wiader popiołu i
jakiegoś żużlu udało się wybrać, ale i tak około metra komina jeszcze
pozostawało zatkane. Wyjąłem od strony korytarza ze ściany, tuż nad
podłogą, połówkę cegły w miejscu przewodu kominowego. Wymierzyłem i
trafiłem idealnie. Jednak to nie wystarczyło. Musiałem zrobić jeszcze
jeden otwór w piwnicy, tuż pod stropem, dopiero udało mi się odetkać
przewód kominowy i całkowicie oczyścić komin. Trochę się przy tym
urobiłem, ale oczyszczenie komina było najważniejsze. Jeszcze trzeba
tylko w piwnicy wstawić drzwiczki rewizyjne, bo od dawna ich już nie
było.
Podczas prac przy piecu był
pewien kłopot. Obydwa pomieszczenia były użytkowane, a między nimi nie
było już części ściany. Część łazienkowa straciła cechy dyskretności.
Poradziłem sobie z tym zasłaniając dziurę w ścianie dużym arkuszem
sklejki. Cienka sklejka nie miała jednak tak dobrych właściwości
akustycznych, jak lita, ceglana ściana.
Na zdjęciu poniżej widoczne
jest wypełnienie pieca. Piec był postawiony wyjątkowo niechlujnie.
Nawet kafle nie były pospinane klamerkami. Wnętrze pieca stało się
wysypiskiem gruzu. W piecu nie było cegły szamotowej. Jego sprawność
była bardzo słaba.
Na zdjęciu poniżej widoczne są
stare cztery dojścia do komina. Te co były niżej oczyściłem z sadzy i
uzupełniłem cegły tak, aby wnętrze komina było możliwie gładkie. Od
tego zależy właściwe działanie komina, a także jego odporność na
zatkania np. przez kawałki cegieł odpadające od komina.
28
lipca 2019, niedziela. Po usunięciu ścianki i pieca kuchennego
przyszła pora na przymiarki podstawy pieca. Brzegi podstawy zrobiłem z
cegły klinkierowej. Namęczyłem się przy tym. Za odniesienie przyjąłem
ścianę od strony kuchni. Grubość ściany od strony korytarza, a od okien
różniła się ze względu na kanał kominowy. Po wmurowaniu cegieł
klinkierowych cały czas coś mi nie pasowało. Krawędź podstawy wydawała
się jakaś krzywa. Ponownie mierzyłem i wydawało się wszystko w
porządku. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że między ścianą od
strony okna a od strony korytarza jest 3-centymetrowa różnica.
Wyjaśniało to bardzo dużą różnicę w grubości tynku po obu stronach
otworu w ścianie rozdzielającej kuchnię i łazienkę. Ponowne wymierzenie
wszystkiego i przyjęcie innego punktu odniesienia pozwoliło na właściwe
wyznaczenie podstawy pieca. A podstawa jest ogromna - 168 × 116 cm.
Po wmurowaniu cegieł
klinkierowych przyszła pora na osadzenie kafli
tworzących obrzeże podstawy. Kafle nie były zbyt równe i miałem
dylemat, czy utrzymać równy brzeg, czy poziomą podstawę pod kolejne
kafle. Wybrałem jednak stronę praktyczną i wypoziomowałem wierzch
kafli, tak aby kolejne warstwy układać na równej powierzchni.
Podczas wszystkich prac cały
czas miałem towarzystwo kotów. Musiałem uważać, aby żadnemu z nich nie
zrobić niechcący krzywdy. A swoje łapki i nosy wsadzały wszędzie.
Trudno było nawet cokolwiek zmierzyć, bo metrówka była dla nich równie
interesująca, co świeża myszka. Nawet gdy musiałem młotkiem coś
wyrównać, to próbowały mi ten młotek zabrać. Każdy nowy element pieca
musiały obejrzeć, sprawdzić, czy dobrze się trzyma, czy jest właściwie
osadzony. Sprawdzały też jakość gliny, czy jest dobrze przygotowana,
czy nie za rzadka, czy nie za gęsta.
Glina.
Około 10 lat temu zamówiłem wywrotkę gliny i piasku, aby mieć do budowy
pieców. Glina dość długo przeleżała, ale dobrze jej to zrobiło. Przez
wiele zim przemarzała i dzięki temu była dobrze rozdrobniona. Glinę tę
wiadrami nosiłem do kaszty murarskiej i zalewałem wodą, co najmniej na
kilka godzin. Potem wybierałem ręcznie kamyki i korzenie roślin, które
zdążyły zamieszkać na górce z gliny. Potem dodawałem piasek i nadal
usuwałem kamyki. Glinę mieszałem później przy użyciu mieszalnika do
farby, umocowanego w wiertarce. Zaprawę taką starałem się jeszcze
przetrzymać kolejny dzień, aby drobne grudki gliny całkowicie rozmiękły
i dały się całkowicie rozprowadzić w zaprawie. Początkowo dość rzadka
zaprawa, po przetrzymaniu do następnego dnia robiła się gęstsza,
bardziej jednorodna, właśnie dzięki tym rozmiękłym i wymieszanym
grudkom gliny. Przygotowywałem też drugi rodzaj zaprawy, z dodatkiem
gotowej zaprawy szamotowej. Zaprawę tę używałem głównie przy murowaniu
paleniska, tam gdzie jest bardzo wysoka temperatura. Sposób ten
podpatrzyłem u zdunów, którzy stawiali mi wcześniej piece. Zduni
określali taką zaprawę, jako "ostrą". Tak też był określany piasek,
który nadawał się do zaprawy. Chodziło o to, aby ziarenka piasku nie
miały kulistego kształtu, ale nieregularny, kanciasty. Piasek taki ma
mniejszą tendencję do wykruszania się później z zaprawy. Szczególnie
zaprawa szamotowa ma w składzie kruszony szamot o ostrych krawędziach.
Podobna sytuacja jest w przypadku przygotowywania podsypki na
podjazdach, podwórkach. Kuliste kamyki w żwirze powodują, że taka
podsypka ucieka spod kół samochodów czy stóp. Koła lub stopy
zapadają się i trudno po czymś takim chodzić czy jeździć. Zupełnie
inaczej jest, jak podsypkę robi się z kruszonego kamienia, tzw. klińca.
Kruszywo takie dobrze się ubija i nie ucieka pod obciążeniem.
Od lat jestem zafascynowany gliną jako materiałem konstrukcyjnym. Obok drewna jest to najważniejszy naturany materiał budowlany o wszechstronnym zastosowaniu. Początek budowy pieca zapowiadał się obiecująco. W pamięci miałem jeszcze gruz z poprzedniego pieca. To co budowałem zapowiadało się masywnie. Także wysokość, na jakiej znajdować się będzie płyta kuchenna, była o 14 cm większa od poprzedniego pieca. Związane jest to z dodatkową warstwą kafli w podstawie. Gary będą znajdować się na podobnej wysokości, jak w stojącej obok kuchence gazowej. W części łazienkowej zrobiłem też przymiarki do paleniska, bocznych kanałów i kanałów do czyszczenia pieca. Nie obyło się to bez krytycznego spojrzenia Ruduszki. Większych uwag z jej strony nie było, mogłem więc kontynuować prace. Rozpocząłem ustawianie kafli z lewego boku pieca. Aby łatwo wyrównywać kafle skorzystałem z pomysłu podpatrzonego na Youtube. Jest to równa deska z wbitymi w nią wygiętymi odpowiednio drutami. Najpierw równo ustawia się skrajne kafle, wiesza na nich deskę, a potem pozostałe kafle między nimi wyrównuje się do deski. Sposób prosty, a jakże skuteczny. Zduni, którzy stawiali u mnie piece, nie korzystali z tego sposobu. Każdy kafel oddzielnie wyrównywali przy pomocy małej poziomicy. Wnękę na drewno lub węglarkę obudowałem cegłą klinkierową. Ma ona gładkie powierzchnie i jest dużo bardziej estetyczna od zwykłej cegły, łatwiejsza jest w utrzymaniu w czystości. Równolegle z częścią kuchenną rozpocząłem budowę części łazienkowej, tak aby dopasować je do siebie, aby w dalszych etapach budowy pieca nie było niespodzianek, że jakieś kanały się rozmijają i nie pasują do siebie. W części łazienkowej pojawił się już zarys kanałów. Środkowa część przeznaczoa jest na palenisko, a po bokach są kanały do których będą opadać spaliny z paleniska, a następnie wznosić się do górnej części grzejnej. Na zdjęciu widoczne już są drzwiczki rewizyjne do czyszczenia lewego kanału. Prawy kanał ma wyprowadzene do drzwiczek po prawej stronie pieca, tuż przy ścianie. Kanały obudowane są cegłą szamotową. Pod popielnikiem w części kuchennej zostawiłem wolną przestrzeń na niespodziankę dla osoby, która będzie kiedyś ten piec rozbierać. A to jest właśnie ta niespodzianka. Póki co, jest ona bez wartości (przepraszam, ma wartość złomu metali kolorowych). Więcej warte są chyba już zabytkowe, szklane słoje po odczynnikach chemicznych. Na zdjęciu poniżej widoczne są drzwiczki rewizyjne, znajdujące się w głębi wnęki. Nie będą rzucać się w oczy, a będą bardzo przydatne do czyszczenia kanału znajdującego się po lewej stronie paleniska w łazience. Za żeliwnymi, ażurowymi drzwiczkami będą schowane właściwe, przeszklone drzwiczki piecowe. Na zdjęciu poniżej widoczne są po lewej stronie, oparte o ścianę. Przez szybę będą widoczne płomienie palącego się drewna. Trzeba będzie jeszcze w drzwiach wejściowych do łazienki zrobić szczelinę, przez którą będzie dopływać świeże powietrze, potrzebne do spalania. Jest to konieczne, aby uniknąć przedostawania się do pomieszczenia tlenku węgla przy braku przepływu powietrza do komina. Przy niewłaściwej konstrukcji i użytkowaniu przyjemna kąpiel mogłaby skończyć się na cmentarzu. Przy obecnej szczelności okien i drzwi problemu nie ma, ale kto wie, czy w przyszłości nie przyjdzie komuś do głowy wstawić szczelne, plastikowe okna i uszczelnić drzwi, aby było cieplej. Teraz ze względu na te szczeliny łazienka jest wolna od wilgoci, mimo braku dodatkowej wentylacji. Kolejnym etepem było zrobienie sklepiena nad wnęką na drewno. Zazwyczaj do tego celu przygotowuje się odpowiedni szablen z desek. Jednak dla kilku cegieł szablon wyciąłem z dwóch kawałków grubego styropianu, podpartych trzecim kawałkiem. W zupełności wystarczyło to do utrzymania kilku cegieł. Pierwszą przymiarkę można zobaczyć na rysunku poniżej. Sklepienie miało długość półtorej cegły. Ułożyłem je naprzemiennie, tak aby były lepiej przewiązane i sklepienie było trwalsze. Metodę wyrównywania kafli nieco zmodyfikowałem. Deska została, ale skorzystałem z pomocy sprężynowych zacisków, które dociskały mi kafle do deski. Sposób prosty i bardzo skuteczny. Na zdjęciu widoczne są też klamerki spinające kafle. Zrobione zostały z drutu spawalniczego o średnicy 3 mm, kupowanego w metrowych, prostych odcinkach. Po zdjęciu zacisków i wymyciu kafli mogłem już cieszyć się widocznymi pierwszymi efektami pracy. Początkowo było bardzo dużo pracy przy wypełnianiu wnętrza pieca, a wizualnie nie dawało to wyraźnego efektu. Do naprawy pozostaje jeszcze kafel tworzący nadproże nad wnęką. Ma on kilka wyszczerbień. Uzupełnię ubytki masą fugową i pokryje odpowiednią farbą. Obudowa popielnika w części kuchennej została już zrobiona. Teraz pozostaje uzupełnianie cegieł tworzących palenisko pod płytą i kanały na spaliny. Od tej chwili zaczną rosnąć koszty pieca. Zwykła cegła jest stosunkowo tania, ale teraz do budowy pójdzie przede wszystkim cegła szmotowa, znacznie droższa od zwykłej. Jest ona odporna na wysoką temperaturę, a jednocześnie ma wyższą zdolność akumulowania ciepła. Jednorazowy, dodatkowy koszt pozwoli potem przez długie lata oszczędzać na opale. Sprawność pieca będzie wyższa. Obudowa paleniska i kanały pod płytami kuchennymi zostały już wymierzone i zrobione, podstawa pod ramkę też jest gotowa. Czy udało mi się zachować możliwie dobre parametry techniczne kanałów, to się dopiero okaże. Wszystko robiłem zgodnie ze swoją intuicją i obserwacją dotychczas spotykanych pieców. Widziałem też książki, w których matematycznie opisane zostały wszystkie parametry pieców, które pozwalają na uzyskanie jak najwyższej sprawności. No oczywiście musiał nastąpić odbiór techniczny paleniska kuchennego przez inspektora budowlanego Pana Skarpetę. Mam nadzieję, że docenił moje rozwiązania techniczne polegające na takim wzajemnym zakotwiczaniu cegieł, aby nawet silne uderzenie np. dębowym polanem nie powodowało obluzowania cegieł wewnątrz paleniska. Kolejny etap budowy pieca za mną. Zacząłem stawianie kafli ponad poziomem płyty kuchennej. Kafel z drzwiczkami rewizyjnymi musiałem złożyć z dwóch połówek, bo całych płaskich kafli już nie miałem. W połówkach zrobiłem odpowiednie wycięcia, złożyłem wraz z drzwiczkami i skleiłem warstwą fugi, wzmacniając połączenie kawałkami cegły szamotowej. Mam nadzieję, że masa fugowa wytrzyma zmiany temperatury. Nawet gdyby pękła, to i tak kafel będzie osadzony mocno wśród innych kafli i nie powinien się obluzować. Czwartek, 29 sierpnia 2019. Trzon kuchenny jest już niemal na ukończeniu. Pozostaje jeszcze przykrycie kanału grzewczego wzdłuż ściany cegłą szmotową i kaflami tworzacymi półkę oraz zasłonięcie płytkami ceramicznymi cegieł między płytami kuchennymi a ścianką grzejną. Płyty kuchenne i ramka są już osadzone na stałe. Można je jednak łatwo demontować. Ramka jest przykręcona trzema nakrętkami M8 do śrub osadzonych głęboko pod cegłami. Kanał grzewczy biegnący wzdłuż ściany może być czyszczony poprzez otwór w płycie. Giętki wąż odkurzacza kominkowego bez problemu sięgnie do najdalszych zakątków kanału. Za zakrętem z kolei dostęp jest poprzez drzwiczki rewizyjne znajdujące się nad płytą. Za drzwiczkami rewizyjnymi będą łączyć się wyloty paleniska kuchennego i paleniska łazienkowego. Kolejnym etapem będzie budowa paleniska i kanałów bocznych od strony łazienki. Po wyrównaniu poziomów obu części będzie już budowanie wspólnej części grzewczej i pięcie się pod sam sufit. Ostatnie dni sierpnia i pierwszy dzień września upłynęły na murowaniu paleniska i kanałów w części łazienkowej pieca. Sporo wysiłku kosztowało mnie wywiercenie dziur na przynitowanie blaszek do obudowy drzwiczek. Żeliwo było wyjątkowo twarde, tak, że nawet wiertła z wyższej półki ledwie sobie z nim radziły. Drzwiczki nie posiadały żadnych "wąsów" do zamocowania. Obudowę paleniska murowałem z cegły szamotowej układanej płasko. Palenisko będzie bardziej trwałe, odporne na uderzenia wrzucanymi do paleniska polanami. Drzwiczki, które kupiłem do tego pieca, wymusiły budowę dość płytkiego popielnika. Trzeba będzie sobie radzić z takim popielnikiem. Drewno daje mało popiołu. Gorzej jest z węglem marnej jakości, po którym zostaje duża ilość popiołu i kamienia. Palenisko jest stosunkowo małe, bardziej odpowiednie do węgla. Zrobiłem je takiej wielkości, jak w piecach, które już mam. Znudzona komisja inspektorów budowlanych, cały czas mnie obserwujących, w końcu zaczęła przysypiać z nudów. A ja powoli układałem cegła po cegle palenisko i obudowę kanałów, często korzystając ze szlifierki kątowej z diamentową tarczą. Aby wszystko dobrze dopasować wycinałem różne kształty w cegłach szamotowych. Nawet praca tej szlifierki nie robiła na inspektorach wrażenia. Po dwóch tygodniach przerwy wróciłem do budowy pieca. W tym czasie przywiozłem kolejne piece i kafle z odległych krańców Polski. Musiałem zająć się czyszczeniem kafli, segregowaniem ich, wyniesieniem na strych. Dalsze prace przy piecu rozpocząłem 27 września 2019. Dokończyłem robienie obudowy drzwiczek wewnętrznych i ułożyłem kolejne warstwy cegieł przy palenisku w części łazienkowej. Przy pracach cały czas towarzyszyły mi jakieś koty. Obawiałem się, aby któryś nie wlazł do kanału przy palenisku. Kanały te są wąskie i głębokie. Gdyby utknął w nim kot, to byłby wielki problem. Gdy odchodziłem od pieca, to zastawiałem wloty kanałów cegłami. Wystarczyła jednak kilksekundowa nieuwaga przy budowie, aby do jednego odkrytego kanału zanurkował kot. Nawet tego nie zauważyłem, tylko usłuszałem jakieś szuranie pod cegłą w sąsiednim kanale. Podniosłem cegłę, a spod niej wynurzyła się głowa Skrzypki. Potem już jak odchodziłem od pieca nawet na matr, to zasłaniałem kanały. No, ale kanał do części kuchennej, na szczęście poziomy i szeroki, był cały czas otwarty. Co raz widziałem znikającego w nim jakiegoś kota. Gdy piec będzie już gotowy, to przyjdzie kolej na pozostałe elementy wyposażenia łazienki. A zamierzam zrobić z niej pomieszczenie, w którym będzie można osiągać pełen relaks, rozkoszując się ciepłą wodą w wannie, blaskiem płomieni z pieca i cieniami rzucanymi przez te płomienie na ściany poprzez witraże i ozdobne, kowalskie kraty. Otoczenie wanny będzie wykonane z egzotycznych gatunków drewna, a nie zimnych, ceramicznych kafelków, które są obecnie standardem w polskich łazienkach. W październiku i listopadzie niewiele zrobiłem przez ciągłe wyjazdy, z których przywiozłem sporą porcję kompletnych pieców i zdekompletowanych kafli. Większe postępy w pracach miałem dopiero w grudniu. Mozolnie budowałem warstwę po warstwie, pracując w łoskocie i pyle szlifierki kątowej, którą używałem do przycinania cegieł i robienia w nich rowków i nacięć. Przyszła pora na osadzenie półki nad paleniskie. Nie miałem jednak pozostałych kafli, które powinny być w komplecie z półką. Osoba, od której kupiłem kafle, zostawiła je sobie do budowy kominka. Boczne kafle zastąpiłem odpowiednio wyprofilowanymi cegłami. Pan Skarpeta zrobił pierwszą przymiarkę do półki nad paleniskiem. Jak widać, przymknięte oczka świadczą o pełnym zadowoleniu i akceptacji tego elementu architektury pieca. Spaliny wychodzące od dołu, z kanałów po obu stronach paleniska łazienkowego, będą najpierw ogrzewać ściankę od strony łazienki. Tu też przewidziałem pozbywanie się popiołu opadającego w dół kanałów. Zrobiłem pochyłą ściankę, tak aby popioły spadały w dół, na dno kanałów i nie zbierały się na żadnej wewnętrznej półce, izolując cegły od gorących spalin. Dzięki temu sprawność pieca powinna być odrobinkę wyższa. Cegła szmotowa w lepszym stopniu będzie zabierać ciepło od uciekających do komina spalin. Na każdym etapie budowy stado kotów testowało też mechaniczną wytrzymałość mojej konstrukcji. Nie mogłem pozwolić sobie na żadną fuszerkę. Musiałem szczególnie chronić stojące jeszcze luzem, nieprzymocowane kafle. Chwila mojej nieuwagi mogła skończyć się przewróceniem i uszkodzeniem kafla. Jak widać, rudy inspektor, a potem Skrzypka dokonują sprawdzenia drożności kanałów w części łazienkowej pieca. W dolnej części kanałów ułożyłem na ukos cegły tak, aby opadający popiół zsuwał się w pobliże otworu, poniżej którego jest szyber. Otwarcie szybra będzie powodowało opadanie popiołu w pobliże drzwiczek, które są pod nim. W ten sposób trzy kanały znajdujące się od strony kuchni będą na bieżąco czyszczone, nie będzie zbierał się w nich popiół, stopniowo przytykający kanały i zmniejszający sprawność pieca. Styczeń 2020 upłynął mi na różnych wyjazdach - Chiny, Norwegia, Dolny Śląsk. Mimo to udawało mi się znaleźć trochę czasu, aby dokładać kolejne warstwy kafli.
Przed zupełnym zamknięciem górnej części pieca musiałem jeszcze dobrze wyczyścić ścianki kanałów, aby nie było tam miejsc, które będą zakłócać przepływ spalin. Wygładziłem więc ścianki skrobakiem zrobionym z ogrodowej, małej motyczki i wyczyściłem dno kanałów z gliny, która spadała do nich w trakcie budowy.
Na szczycie części łazienkowej pieca miała spocząć korona o wysokości 60 cm. Sięgała by niemal pod sam sufit. Nie była jednak jeszcze oczyszczona z farby. Nieliczne miejsca miały już usuniętą farbę, bo chciałem sprawdzić, jak skuteczny jest w rozpuszczaniu farby kisiel zrobiony ze stężonego NaOH i skrobi ziemniaczanej. Po raz pierwszy rozpaliłem w piecu 23 lutego 2020. Najpierw sprawdziłem działanie komina. Przy otwartym szybrze zapaliłem kawał gazety, wsunięty przez drzwiczki tuż pod szybrem. Pierwsza próba przeszła doskonale. W kominie aż gwizdało. Potem rozpaliłem w palenisku kuchennym przy otwartym szybrze. Spaliny szły więc bezpośrednio z paleniska do komina, tyle że nieco dłuższą drogą. Paliło się bez problemu, palące się drewno aż huczało. Gdy już komin nieco rozgrzałem, przyszła pora na sprawdzenie wszystkich kanałów. Zamknąłem szyber z niepokojem. Spaliny poszły przez całą długość kanałów praktycznie bez zmiany ciągu. Uff, ulżyło mi. Nie byłem pewien, czy dwa opadające kanały po drodze nie spowodują istotnych utrudnień w paleniu się. Takich pieców jak dotąd nie spotkałem. Kilka narożnych, które rozbierałem, miało pionowe kanały, ale tylko z jednym opadającym kanałem po drodze. Na pewno by były problemy z rozpalaniem zimnego pieca, gdybym nie zastosował szybra, który otwiera drogę bezpośrednio z paleniska do komina. Jak już komin odrobinę się rozgrzeje, to pociągnie powietrze przez wszystkie kanały. Teraz skończą się już moje problemy z rozpalaniem w piecu kuchennym wtedy, gdy na zewnątrz jest cieplej niż w domu, czyli najczęściej wiosną i jesienią, szczególnie po kilku dniach nieużywania pieca. Po sprawdzeniu działania pieca kuchennego, sprawdzenie paleniska w łazience było już tylko formalnością. Nie mogłem na razie zbyt mocno rozpalać, bo piec nie był jeszcze w pełni wyschnięty, szczególnie jego górna część. Trzeba było go delikatnie dosuszać. Przez kilka kolejnych dni sprawdzałem zachowanie się pieca w różnych sytuacjach. Gdy rozpalałem najpierw w piecu kuchennym, to od lewej strony (patrząc od strony kuchni), piec był chłodniejszy. Lewym kanałem spaliny nie płynęły, tylko prawym. Trochę to mnie zdziwiło, bo bardziej bym spodziewał się problemów z prawym kanałem. Wniosek jest taki, że przy zimnym piecu, spaliny łatwiej przebijają się przez prawy kanał. Lewy jest zatkany przez czop z zimnego powietrza. Jeżeli najpierw rozpalałem w palenisku od strony łazienki, to obydwa kanały pracowały tak samo. Dobrze widać to było po otwarciu drzwiczek pod szybrem. Płomienie z paleniska łazienkowego równo uciekały do lewego i prawego kanału. Sprawdziłem też, jak jednocześnie pali się w obu paleniskach - kuchennym i łazienkowym. Nie było żadnych problemów, paleniska nie przeszkadzały sobie nawzajem. Pierwszą kąpiel w wannie przy rozpalonym piecu w łazience wziąłem 7 marca 2020. Nareszcie koniec z zimną łazienką. Można wreszcie posmakować przyjemności wylegiwania się w ciepłej łazience, w gorącej wodzie, przy blasku ognia z paleniska, oświetlającego łazienkę przez szybę w drzwiczkach. Kolejnym etapem zapewnienia domownikom przyjemności w Dębianach będzie odnowienie łazienki i zrobienie z niej miejsca na rozkosze wodno-cieplno-świetlne. Pierwsza potrawa na płycie została przygotowana 12 marca 2020. Był to rosół z kaczki. Z powodu zamknięcia szkół i uczelni w związku z epidemią koronawirusa ludzie rzucili się do sklepów i wykupili papier toaletowy, środki czystości, kasze, makarony i wszelkie mięso, włącznie z drobiem. No i dla kotów nic świeżego nie mogłem kupić. W opustoszałych chłodziarkach znalazłem jedynie porcje rosołowe z kaczki. Kacze kości są dość twarde i koty miałyby trudności z ich jedzeniem. Postanowiłem więc ugotować z tych pocji rosół. Wyszedł dość smaczny, a miałem do niego jakiś stary zapas makaronu. Koty kaczego gotowanego mięsa jednak jeść nie chciały. Koty dość szybko się zorientowały, jakie są uroki ciepłego pieca. Jeszcze muszą nauczyć się, że płyta może być gorąca i niebezpieczna. Początkowo pchały się na gorącą płytę, ale po kilku dniach już się z nią oswoiły i nie widziałem, aby próbowały tam włazić. Jednak nieco przestygły piec był dla nich atrakcyjny, co widać na poniższym zdjęciu. Uroki ciepłego pieca w łazience dość szybko docenił też mały, łaciaty Pawełek, którego kilkakrotnie zobaczyłem śpiącego na półce nad paleniskiem, przytulonego do ciepłych kafli. Śpiący Pawełek ma tak ułożone łaty na ciele, że spawia to wrażenie, jak by jakiś czarny, zadowolony stwór siedział mu na grzbiecie i obejmował go. Pierwotnie chciałem do pieca w łazience wykorzystać koronę, którą przywiozłem z Katowic z innymi kaflami do tego pieca. Miałem jednak wątpliwości, czy jest to dobry pomysł. Koronę tę miałem w komplecie z pozostałym kaflami ze szczytu prostokątnego pieca. Szkoda byłoby to dekompletować. Udało mi się wypatrzeć w ogłoszeniach na OLX koronę z Gdańska, rozmiarowo i stylem pasującą do reszty pieca. Była co prawda pęknięta na dwie części, ale można ją skleić i pouzupełniać ubytki. Nie będzie ona mocno się ogrzewała i powinna wytrzymać. Po koronę pojechałem 17 marca 2020 i zapłaciłem za nią 350 zł. Była pokryta farbą, ale cienką warstwą i chyba nie warto jej usuwać. Można potraktować ją jako podkład i nałożyć kolejne warstwy farby. Piec już jest używany, ale jeszcze sporo pracy przy nim zostało. Trzeba jeszcze korony doprowadzić do właściwego stanu, umożliwiającego założenie ich na piec. Trzeba zmienić górne drzwiczki w części kuchennej. Do zrobienia jest też otoczenie pieca, zamknięcie szczeliny, która jest między piecem a ścianą. No i na sam koniec - uzupełnienie ubytków w kaflach i pomalowanie nieszkliwionych kafli. Dwie fotografie dodane 17 sierpnia 2020, przedstawiające koronę części kuchennej pieca po sklejeniu i uzupełnieniu ubytków. Części kafla zostały sklejone za pomocą fugi do płytek i wzmocnione metalową siatką. Od wiosny do grudnia 2020 z piecem właściwie nic się nie działo. Zajęty byłem remontem dachu i zwożeniem coraz to nowych starych mebli. Dopiero przed świętamo Bożego Narodzenia postanowiłem nieco uporządkować kuchnię. Poprzyklejałem kafelki na ścianie po prawej stronie pieca, uszczelniłem szparę między piecem a ścianą zostawiając niewielką szczelinę, którą wypełnię elestycznym silikonem. Połączenie musi być elestyczne, ponieważ piec jak się nagrzewa, to rozszerza się i musi mieć na to miejsce, bo inaczej zacznie w szybkim tempie niszczyć się i będą pękać kafle. W tych pracach oczywiście musiały mi towarzyszyć koty. Bardzo szybko doceniły uroki ciepłego pieca. Musiałem jednak pilnować, aby nie właziły na rozpaloną płytę. Nie zawsze udało mi się je upilnować, ale te, które już raz spróbowały, po raz drugi tego nie zrobią.
Codzienne palenie w piecu pozwoliło na suszenie kiełbasy. Nawet niedrogie wędliny po wysuszeniu nabierały zupełnie nowych walorów i przypominały smakiem dawniejsze kabanosy. Te obecnie sprzedawane w sklepach kabanosy przypominają dawniejsze tylko grubością. Niestety, smak jest już zupełnie inny i raczej odpychający. Świąteczni goście docenili smak tych wysuszonych kiełbas. W lutym 2021 kupiłem dwa żeliwne wieszaki na ścianę, koło pieca. Jeden z nich, przedstawiający cztery koty, przeznaczony jest do powieszenia szufelek, zmiotki i pogrzebacza. Powieszony został 4 lutego 2021. Drugi, z trzema hakami, malowany na ciemnozielono, przeznaczony jest na najczęściej używane patelnie. Najpierw 20 lutego 2021 uzupełniłem fugi między kafelkami, a następnego dnia zawiesiłem wieszak. Pozostaje jeszcze uzupełnienie fug między kafelkami, a piecem i kafelkami, a futryną. Trzeba to zrobić za pomocą silikonu. Ceramiczna fuga, nawet elastyczna, nie zda egzaminu. Rozszerzające się kafle podczas używania pieca mogą wyłamać kafle przyklejone do ściany. Lubię mieć najczęściej używane patelnie blisko, pod ręką. Wypróbowałem patelnie różnego typu, ale najbardziej cenię stare, tradycyjne, żelazne patelnie. Są wręcz niezniszczalne i niezawodne. Jak są właściwie używane, to nic do nich nie przywiera. Trzeba utrzymywać w dobrym stanie czarną warstwę czarnego tlenku żeaza(II). Powstaje on w wysokiej temperaturze w obecności substancji organicznych, szczególnie tłuszczów. Nie można tej warstwy szorować ostrymi pastami, a co najwyżej delikatnie myć detergentami. Nie można też podgrzewać na nich żadnych kwaśnych potraw, np. bigosu, bo warstwa tlenku żelaza(II) rozpuszcza się. Ale nawet gdy ta warstwa zostanie zniszczona, to podczas używania patelni nastąpi jest samoistne odtwarzanie. Dolna część takich patelni pokryta jest czarną, zwęgloną warstwą. Może nie jest to szczególnie estetyczny element patelni, ale dość istotny z punktu widzenia użytkowania jej. Warstwa ta zabezpiecza przed lokalnym, zbyt silnym nagrzewaniem patelni, np. na kuchenkach gazowych. Ułatwia utrzymanie równomiernej tempertury na patelni. A skoro te patelnie przechowywane są w pozycji wiszącej, to ta zwęglona warstwa nie brudzi innych naczyń, które byłyby przechowywane wraz z patelniami np. w szafce.
Dla przypomnienia - tak było wcześniej. Czeka mnie jeszcze rycie ściany po prawej stronie pieca. Muszę zrobić jeszcze kanał do komina, przeznaczony do wentylacji kuchni, gdy w piecu się nie pali. Inaczej w kuchni będzie wilgoć spowodowana parą wydobywającą się z garów. Gdy piec jest używany, powietrze z kuchni dość intensywnie jest wyciągane do komina i wilgoć nie dokucza. No i pozostaje jeszcze dokończenie części łazienkowej. Najpierw muszę dokończyć odnawianie korony, potem trzeba ją pomalować i zamontować na piecu. Później trzeba zasłonić szczeliny między ścianą i piecem, pozostawiając przy tym możliwość opływu powietrza wzdłuż bocznych ścianek górnej części pieca. Podsumowanie: Podłoże, na kórym stoi piec - ceglane sklepienie nad piwnicą, na nim warstwa gliny i cementowa wylewka. Wymiary podstawy pieca: szerokość 116 cm, długość: 168 cm. Łączna liczba cegieł w podstawie: 56. Liczba cegieł klinkierowych w podstawie: 14. Liczba cegieł i płytek szamotowych: bardzo dużo, nie potrafię powiedzieć ile. Podstawowy rozmiar kafla w części kuchennej: 210 × 234 mm (szerokość × wysokość). Rozmiar płyty grzejnej w części kuchennej: 2 szt. po 300 × 600 mm. Rozmiar rusztu popielnika: długość 240 mm, szerokość 200 mm. Liczba kotów biorących udział w budowie pieca - 9 szt. (kontrola jakości, mieszanie gliny, pomoc w wymierzaniu, itd). |