Los czasem sprawia wrażenie, jak by był bardzo
złośliwą złotą rybką, która co prawda spełnia życzenia człowieka, ale
zupełnie je wypacza. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte były dla naszej
rodziny bardzo trudne - gromadka dzieci, skromniutkie pobory, brak swojego
kąta do mieszkania tylko tułanie się po hotelu asystenta. Marzeniem Ewy w
tym czasie było swoje mieszkanie i wręcz nieosiągalny samochód - Audi.
No ale nadszedł rok 2000 i marzenia zaczęły się spełniać. Trzy lata wcześniej
wreszcie zdobyliśmy swoje własne mieszkanie, a teraz nawet cały dom razem
z wymarzonym samochodem marki Audi. Tylko że to wszystko w jakby krzywym
zwierciadle. Gdy obejrzeliśmy po raz pierwszy ten dom, Ewa z przerażeniem
zrozumiała, że ten dom będzie nasz. Trzy dni bolała ją potem głowa, pomimo
iż wcale nie mówiłem, że chcę ten dom. Olbrzymia chałupa, która
uczyni nas swoimi niewolnikami, którzy będą dla niej służyć do końca
swych dni. No i w ogrodzie stało też wymarzone Audi, zarośnięte pokrzywami
i podagrycznikiem, bez silnika, kół, drzwi. No ale to zawsze przecież
Audi.
Auto to używane było przez poprzednich użytkowników
domu. Byli to Rosjanie robiący interesy z właścicielem domu i mieszkający
tam. Interesy interesami, ale czasem trzeba było wypić. Póki samochód
był w pełni sprawny, to wyjazdy po wódkę do najbliższego czynnego sklepu
nikogo specjalnie nie dziwiły. Ale odkąd samochód zaczął podupadać
na zdrowiu i posypały mu się opony, to jazda po wódkę dostarczała okolicznej
ludności niezłego widowiska. Iskry sypiące spod gołych felg, na których
jechali spragnieni po wódę, były niecodziennym zjawiskiem. Jednak
w miarę upływu czasu i felgi stawały się coraz mniejsze , coraz trudniej
było dojechać po paliwo obu rodzajów. No i to pewnie był skutek, że
pewnego dnia Rosjanie po prostu znikli i ślad po nich zaginął. W wielu miejscach
przekopywałem ogród w ich poszukiwaniu. Już myślałem, że znalazłem,
ale okazywało się, że to tylko sam zegarek marki Wostok, jakiś ułamany nóż,
słoik po musztardzie, a ciał ani śladu. A może po prostu wyjechali tam, gdzie
wódka tańsza? Wierzę że tak, choć nowe miejsca przekopuję z taką pewną
nieśmiałością.
Pierwsze posadzone rośliny w ogrodzie i wymarzone Audi
Ogrodowe auto po kawałku wycinałem i wywoziłem
na śmietnik do wiosny 2002. Używałem wszelkich możliwych narzędzi - śrubokrętów,
młotka, łoma, siekiery, szlifierki kątowej. Czasem sąsiad obserwował mnie
przy tym. Widząc mój trud i znój zatroskany udzielał mi rady
"...a co pan będziesz tak się męczył, spuść pan go do rowu...". Niejeden
raz miałem pokaleczone i poobijane palce. Jednym ze skutków była także
wizyta u okulisty. Pomimo okularów ochronnych jakiś opiłek dostał
się pod okulary i wbił się w rogówkę podczas cięcia przy pomocy szlifierki
kątowej.