Sławomir Kalinowski
Na wschodzie TurcjiPatnos i okolice| Wstęp | Do granicy tureckiej | Podróż przez Turcję | U stóp Araratu | Patnos i okolice | Suphan Dagi | Droga powrotna | |
|
|
|
Patnos, z Farukiem przed hotelem |
|
Przed posterunkiem żandarmerii
|
23.08.1999, godz. 16:00, koło wioski Aydinlar. Dzisiejszy dzień
jest zupełnie porąbany. Zadowolony, że w Patnos dostałem zgodę na wejście
na Suphan Dagi, przyjechałem znów do Aktepe, a tam sytuacja się powtórzyła.
Szef posterunku żandarmerii zaczął gdzieś wydzwaniać i ponownie usłyszałem,
że mu bardzo przykro, że żałuje, ale nie mogę iść na Suphan Dagi. Zacząłem
brzydko kląć pod nosem. Dwa dni stracone przez moją nadgorliwość. Próbował
mnie pocieszać i pokazywać na mapie rejony, które są bezpieczne i przyjazne
dla turystów. Znów perspektywa stracenia następnego dnia na jazdę po Turcji.
Zacząłem rozważać wejście na górę Erciyes Dagi - wulkan, który widziałem
podczas poprzedniej wyprawy. Przede mną była więc podróż do Tatvanu, potem
do Kayseri. Znów dwóch żołnierzy odprowadziło mnie do głównej drogi, 4
kilometry od posterunku. Mieli zatrzymać dla mnie jakiś samochód, abym
mógł za darmo dojechać do jakiejś większej miejscowości nad jeziorem Van.
Trzy godziny stali ze mną na drodze i nie jechało nic, czym mógłbym pojechać.
Jechały jedynie od czasu do czasu miejscowe samochody osobowe do wiosek,
które były w pobliżu. Samochody ciężarowe jeździły tylko z owcami i to
też tylko na krótkich odcinkach. Tych zresztą nawet nie próbowali zatrzymywać.
Słońce koszmarnie przypiekało i nawet powiewy wiatru od czasu do czasu
nic nie pomagały. Niedaleko stał dom i obok domu było poletko z melonami.
Niższy, bardziej wygadany żołnierz poszedł tam i jakiś chłopak pomógł mu
znaleźć zerwać dwa melony. Były małe i niedojrzałe, ale trochę ugasiły
pragnienie. Od strony Patnos ciągle nic nie nadjeżdżało. W końcu z Aktepe
przyjechał samochód, który zabrał żołnierzy i zostałem sam na drodze. Musiałem
dalej radzić sobie sam. Nie chciało mi się jednak stać bezczynnie i czekać.
Zacząłem iść w stronę jeziora Van. Nawet jak nic by mnie nie zabrało, to
do wieczora i tak doszedłbym do jeziora. Po przejściu kilku kilometrów
zobaczyłem jadący w moją stronę ciągnik z przyczepą, na której był jakiś
żwir, glina i taczka. Na ciągniku jechało trzech ludzi, w wieku od kilkunastu
do dwudziestukilku lat. Zabrali mnie ze sobą, a na dodatek jechali do Aydinlar.
Moja decyzja była błyskawiczna, żadne Erciyes Dagi, skoro Suphan Dagi samo
pcha mi się pd nogi. Najwyżej będę się gęsto tłumaczył przed żandarmami.
Punkt startowy na górę powinien być dobry, skoro w Patnos jakiś typek proponował
mi, że zawiezie mnie tam taksówką za 10 milionów lirów, bo nie ma tam posterunku
żandarmerii.
|
|
| Wstęp | Do granicy tureckiej | Podróż przez Turcję | U stóp Araratu | Patnos i okolice | Suphan Dagi | Droga powrotna | |