Najprzód powiedzieć muszę, iż dzieło niniejsze znane jako
Herbarz Benedykta Kapicy Milewskiego nie jest wcale pracą Benedykta ale
Ignacego, o którym mówić będę. To sprostowanie
tembardziej jest koniecznem i ważnem iż tradycyjne nazywanie dzieła
herbarzem Benedykta sprawiło, że ogłoszono je w pismach pod tym
tytułem. Dzieło to wprowadza nas w inny świat, aniżeli znane dotąd
dzieła heraldyczne - bo w świat licznej drobnej szlachty mazowieckiej i
podlaskiej osiadłej przed wiekami w ziemiach Drohickiej, Bielskiej,
Wizkiej, Łomżyńskiej i innych w dawnem Podlaskiem i Mazowieckiem
województwie. Praca Ignacego Kapicy jakkolwiek zwana herbarzem
nie ma wcale za zadanie historyi herbów lub wywodzenia ich ze
starożytności i na początku, na wzór Paprockiego, Wacława
Potockiego i innych. Ta strona heraldyki jest tu prawie zupełnie
pominiętą, bo autor przytacza same dokumenta i przywileje każdej
rodziny, poprzestając tylko na wzmiance, jakim się ta herbem
pieczętuje. Sam będąc archiwistą wielkiego i starożytnego archiwum,
wypracował właściwie wielce ciekawy dyplomataryusz przywilejów i
dokumentów głównie z XV i XVI a nawet z XIV
stólecia, tyczących się wszystkich rodzin szlacheckich, jakie
zamieszkiwały ziemie powyżej wskazane. Znajdujemy tu najprzód
ciekawy materyał do historyi, szczególnej pod względem osiedlin
mieszkańców innych dzielnic dawnej Polski w te strony
przybywających. Ważny tu na polu dziejów nabytek, bo mało mamy w
tym kierunku badań i niewiele źródeł. Etnografia znajduje tu
także nowe dla siebie rzeczy, nawet zyskujemy nowe
szczegóły pod względem fundacyi kościołów. Z
przytoczonych przez Kapicę dokumentów wyjaśniają się także
niektóre stosunki prawne i rodzinne u pewnych warstw narodu; a
nawet znajdujemy tu może najliczniejszy zbiór imion swojskich i
starożytnych, używanych w Polsce w XIV i XV wieku.
Na siedzibach Jadźwingów, po ostatnim ich
pokonaniu przez Leszka Czarnego, w końcu XIII stulecia zaczęła osiadać
liczna szlachta mazowiecka na przestrzeniach gdzie utworzono ziemię
Bielską, Drohicką i Mielnicką, województwa Podlaskiego.
Okolice te zaludniały się szybko, bo Gwagnin już
powiada (w XVI wieku), że ziemia Bielska na pospolite ruszenie wystawić
może 20,000 szlachty. Znanem jest także w historyi, jak na elekcyę
podczas bezkrólewia po Zygmuncie Auguście przybyło pod Wolę
10,000 mazowieckiej drobnej szlachty. Współczesny historyk
świadczy, że wielu przybyło boso, lubo wszyscy zbrojni. Panowie żywili
te tłumy, które pomimo niedostatku rozejść się nie chciały - co
dowodzi, na jak niepraktykowaną nigdzie skalę przeniosło się w dawnej
Polsce życie polityczne między massy ludu.
Drobna szlachta zwana chodaczkową, szaraczkową,
zagrodową, zaściankową, zagonową, okoliczną, drążkową i t. d.
najliczniej w Polsce osiadła ziemie objęte dziełem Kapicy. Dzisiaj na
630 wsi położonych w dawnej ziemi Bielskiej jest 460 zamieszkałych
przez drobną szlachtę - ten sam stosunek widzimy i w dawnej ziemi
Łomżyńskiej, Wizkiej, Nurskiej i t. d. W dziele Kapicy wszystkie te
wszie mamy już w wieku XV. Tak liczna w Polsce drobna szlachta, jako
ogromna część składowa narodu i czynnik niemały jego dziejów
domowych, jakże niedostatecznie została uwzględnioną przez
badaczów naszych; chociaż już Szajnocha słusznie ją nazwał
kluczem w wielu razach do zrozumienia dziejów polskich.
Szlachta ta, najstarsza może u nas, dostarczała w dawnych
wiekach najwięcej ludzi do obrony granic Rzeczypospolitej, uważając
służbę rycerską nie za zasługę, ale za obowiązek. Ubóztwa nigdy
się nie wstydziła, szczycząc się, że dźwiga i pług i miecz zarazem. Z
Mazowsza i Podlasia szlachta ta rozniosła nazwiska swoje po całym
niemal kraju, w którym nie masz dzisiaj zakątka, aby nie
posiadał rodzin mających swoje gniazda w ziemiach wzmiankowanych, a
swoją historyę w dziele Kapicy.
I w tem to główne dzieło Kapicy jest
dopełnieniem herbarza Niesieckiego, jak go na tytule nazwano.
Uszlachcanie w średnich wiekach kmieci przez
mazowieckich książąt, za męstwo w boju okazane, często jeszcze miało tu
miejsce potem za królów polskich, co przyczyniało się do
wzrastania w tych stronach ogromnej już liczby szlachty, bo 2/3
ogólnej ludności stanowiącej. Stryjkowski (w Pobudce)
wychwalając męstwo Mazurów, którzy zbroili się w
szarszuny (broń sieczną), kijce i pukawki (kije i strzelby), powiada,
iż przy dobywaniu Wielkich Łuków, Wieloch Mazur, poddany
Lasockich ze wsi Miastkowa (ziemia Łomżyńska), choć był postrzelony,
przecie szedł oślep z ogniem w ręku i palił parkan forteczny, za co go
król Stefan Batory uczynił szlachcicem.
Całe rzesze tej drobnej szlachty były podziwem dla
cudzoziemców, a nadewszystko równość najuboższego
szlachcica z magnatem, bo jak mówi przysłowie:
Szlachcic na zagrodzie
Równy wojewodzie.
Za granicą wówczas tego nie znano.
Beauplan (pisząc za króla Władysława IV)
powiada, że są w Polsce tak ubodzy ze szlachty, iż zaledwie po kilka
zagonów ziemi posiadają, sami je uprawiają i nie wstydzą się
bynajmniej służyć u możniejszych. Ja sam (powiada Beauplan) miałem za
woźnicę podobnego szlachcica. Dalej powiada, że ponieważ najuboższy
szlachcic równie wysoko trzyma o sobie, jak najbogatszy, i wie,
że z zasługą i nauką może być senatorem a nawet królem, więc w
tych nadziejach od pierwszej młodości uczą się po łacinie i wcześnie
starają się pięknemi czynami dać poznać na wojnie, by ich hetman do
urzędów i starostw zalecał królowi. Tę szlachtną chęć
wywyższenia się przez naukę i męstwo, widzimy u drobnej szlachty jako
rzecz tradycyjną a w obyczaju narodowym leżącą. Gdy w w. XVII i
później, szkoły utrzymywali Jezuici, widzimy u nich na Podlasiu
i Mazowszu natłok ubogiej szlachty wstępującej potem jużto do palestr
lub stanu duchownego, już to powracającej na zagon ojcowy. Że zaś
Jezuici w łacinie szczególniej młódź ćwiczyli, ztąd
pospolitą było rzeczą, iż ze szlachcicem, co szedł za pługiem można się
było rozmówić po łacinie jak po polsku, a w każdym domu znaleźć
polskie i łacińskie książki, tudzież skrzynkę z łacińskimi papierami
tyczącemi się dziedzictwa i prawa.
Po upadku Jezuitów mnóstwo ubogiej
młodzieży garnęło się do szkół pijarskich w Drohiczynie. Łomży i
Szczurynie, a w wielu z niej zajaśniało potem nauką, talentem i
stanowiskiem w kraju.
Po urządzeniu wzorcowych szkół w Białymstoku
(za rządów pruskich), uboga młodzież okoliczna pośpieszyła do
nich po światło, jak również do tak zwanej Akademii w Biały. OO.
Missyonarze w Tykocinie już w zeszłym wieku utrzymywali wyborną
kilkoklassową szkołę, zamienioną potem na podwydziałową. Były to
wszystko źródła, gdzie szukano oświaty. Z dawnych czasów
przechowało się tu pojęcie o konieczności łaciny, jako pierwszego
wykształcenia, zaś niedawno jeszcze byli nauczyciele wiejscy
(Bakałarze), uczący dzieci po łacinie, którą sami już tylko z
tradycyi posiadali.
Szlachta mazowiecka i podlaska nazwiska swoje jak i
prawie wszystka inna w kraju, wzięła od asi, w których
dziedziczyła. Jeżeli więc w jednej wsi było kilkunastu lub więcej
dziedziców, to często kilkadziesiąt rodzin jednego zaczęło
używać nazwiska. Ztąd, że nazwisko wzięte jest zawsze od wsi czyli od
domu dziedzicznego, szlachta zowie je przydomkiem, gdyż stoi ono przy
domach jej, bo n. p. we wsi Pogorzałkach mieszkają Pogorzelscy, w
Kropiwnicy Kropiwniccy i t. p. To co w ogóle zwiemy przydomkami,
ma tu nazwę przezwiska. Z przyczyny, że tyle domów szlacheckich
w każdej wsi jedno nosi nazwisko, powstały dla odróżnienia od
siebie tych pojedyńczych rodów, dziedziczne przezwiska, bo
często od kilku wieków z ojca na syna przechodzące. Choćby więc
kilkadziesiąt wsi było jednakowych nazwisk i imion, to rody
odróżniają się swemi przezwiskami. I tak Szwed, Sobieszczyk,
Gąsiorek, Szczygieł, Kokoszka są to przezwiska z liczby wielu, jakie
widzimy u szlachty tamtych okolic. Cały n. p. ród
Kropiwnickich idący od jednego , który niegdyś ze Szwedami
walczył, ma przezwisko Szwedów, w ten sam sposób powstało
przezwisko Sobieszczyków. Imię dane na chrzcie zowią tu często
nazwiskiem, bo mówią, że to jest nazwiskiem człowieka, czem go
nazwą ludzie po urodzeniu; to zaś, z czem człowiek na świat przychodzi,
jest jego przydomkiem, bo stoi przy domu, w którem się urodził.
Jeżeli jednego przydomkurody zamieszkały we wsiach różnych
nazwisk, to dla odróżnienia biorą często od wsi tych drugie
przydomki. Tak n. p. ród Kapiców (z którego
pochodzi autor tego dzieła) osiadłszy we wsi Milewie, dla
odróżnienia od innych Kapiców zowie się (w papierach
urzędowych) Kapicami Milewskimi. Zdawało się niekiedy obyczajem w
Polsce pospolitym, że drugi taki przydomek stawał się z czasem rodowem
nazwiskiem.
Wszystkie wsie szlacheckie mają także po kilka
nazwisk. Jedno z nich jest głównem, właściwem zwykle kilku
siołom, a raczej pewnej przestrzeni ziemi kilkadziesiąt lub więcej
włók rozległej. Wszystkie osady i wsie na takiej przestrzeni
założone noszą naprzód jedno ogólne jej nazwisko a
dopiero w szczególe mają inne oddzielne drugiego rzędu nazwy. Te
nazwy drugiego rzędu poszły bądź od jakiejś właściwości położenia n. p.
pośród błót, lasu, gór i t. d., bądź od rodowości
mieszkańców pierwotnych n. p. Litwa, Litewka, Ruś, Lachy i t.
d.; najczęsciej zaś od imion dawnych dziedziców, jak wsie
Jankowo, Wawrzyniec, Pietrasze i t. d. Osady znowu należące do dzieci
po Pawle, nazwano Pawłowiętami, po Macieju Maćkowiętami, po Tomaszu
Tomkowiętami i t. d. To dawanie kilku nazwisk jednej wsi jest tak
powszechnem, że w dawnej ziemi Bielskiej i Łomżyńskiej podobno nie masz
wsi szlacheckiej o jednym nazwisku. Kilka tych szczegółów
posłuży do wyjaśnienia wielu rzeczy jakie napotykamy w dziele
Kapicy; żałuję zaś tylko, że nie mam tu miejsca na dodanie
obszerniejszych jeszcze notatek do tego wielkiej wartości materyału.
W jednej z takich wsi szlacheckich zwanej Kapice
Stare, urodził się autor niniejszego dzieła, Ignacy Wawrzyniec Kapica,
przydomku Tuczyk, herbu Tuczyński, z rodu Kapiców Milewskich.
Wieś Kapice Stare leży w ziemi Bielskiej, w parafii
Kobylińskiej, odległa o milę od miasta Tykocina. Roku urodzenia
Ignacego nie mamy, bo i kościół parafialny w Kobylinie w końcu
zeszłego wieku zgorzał wraz ze swemi metrykami i aktami - wiadomo jest
tylko, że urodził się około r. 1740. Rodzice Ignacego niezamożni lecz
zacni ludzie, oddali syna do szkół jezuickich w Łomży - gdzie
Ignacy robiąc szybkie w naukach postępy, szczególniej
wydoskonalił się w łacinie, którą władał tak dobrze, jak własnym
językiem. Chlubnie ukończywszy nauki, obrał sobie zawód
prawniczy i wszedł do palestry brańskiej, czyli zaczął pracować przy
sądzie grodzkim ziemi Bielskiej w Brańsku i przy archiwum miejscowem.
Zaledwie młody Ignacy oswoił się i upodobał sobie nowe życie tak
czynne i ruchliwe, jakiem był obrany jego zawód, gdy wieść
rozniosła po kraju zawiązanie się konfederacyi w Barze. Stary hetman
Branicki w Białymstoku, rad był temu ruchowi, a gdy wiek podeszły (miał
lat 79) nie dozwalał mu wzięcia zbrojnego udziału, to wspierał innemi
środkami szerzenie się ruchu. Potoccy w tejże okolicy szli za hetmanem.
Niebawem też i nasz Ignacy, który już dał się poznać ze swych
zdolności w palestrze, wraz z wieloma kolegami i drużyną okolicznej
młodzieży siadł na koń; byłto jak się zdaje najpierwszy ruch w
województwie Podlaskiem. Czy Kapica znajdował się w bitwie pod
Olemuntami koło Białegostoku (z. Bielska), tego nie wiemy. Wiktor z
Tenczyna Ossoliński znając jeszcze Kapicę osobiście, powiada tylko, że
Ignacy opuściwszy palestrę wraz z Wawrzyńcem Markowskim,
późniejszym miecznikiem mielnickim 1),
przyłączył się z marszałkiem Kossowskim do znaków Kazimierza
Pułaskiego, przy którym wytrwał do ostatka długiej i zaciętej
wojaczki 1). Po upadku kofederacyi, Kapica
uniknąwszy wielu niebezpieczeństw, powrócił w r. 1772 (lub 1773)
do Brańska, gdzie w lat kilka poznany jako człowiek najsurowszej
prawości, został regentem przy ogromnem i starożytnem ziemskiem
archiwum ziemi Bielskiej. Tutaj znalazł odpoczynek po kilkoletnich
trudach, które przyniosły mu sławę rycerską - a mawiano w
okolicy, że pan Ignacy Tuczyk (Kapica) wybornie pisze i piórem i
szablą.
Jako archiwista dał się kapica poznać z
nadzwyczajnej wytrwałości w pracy. Mijały lata, a Ignacy po całych
dniach odczytywał stare dokumenta, porządkował je, uzupełniał i ciekawe
robił wyciągi do historyi tych okolic i niezliczonych rodzin
szlacheckich. Obdarzony wielką pamięcią, nagromadził w niej
nieprzebrany materyał historyczny tak z archiwów XIV stulecia
sięgających, jak z tradycyi i podań od starców czerpanych.
Wielce biegły w dziejach swojego kraju, stał się wkrótce żywą
księgą wszystkich tradycyj całego województwa. W księdze tej
znalazłeś tradycye każdej rodziny, wioski, nawet pola, mogiły i t. d.,
a pamiętanie niesłychanej ilości dat i wypadków wprawiało nieraz
suchacza w osłupienie. Najstarsze tradycye Kapicy, sięgały
Jadźwingów, pierwotnych mieszkańców dawnego
województwa Podlaskiego. O Jadźwingach wiedział Kapica wiele
szczegółów i wiele podań przywiązanych do pobojowisk i
uroczysk, które w jego młodości opowiadali mu miejscowi starcy.
Kapica pokochał się w tych wspomnieniach przeszłości - zasklepiony w
archiwach przeszłością żył już tylko, za ulubione miejsce przechadzki
mając zawsze o ćwierć mili od Brańska odległe nad rzeczką Branką
uroczysko Kumat zwane, do którego liczne wiązały się podania,
jak i do samego miasta Brańska. Wiktor Ossoliński pisząc też o
Jadźwingach i uroczysku tem, odwołuje się do Kapicy, którego
znał w swej młodości i od którego słuchał nieraz starych podań,
otaczając swym szcunkiem zasłużonego starca 2).
Jak świadczy p. Biłgorajski, zacny i sędziwy obywatel z okolic Brańska
osobiście jeszcze znający Kapicę, ten co miał spisywać wiele ciekawych
tradycyj, lecz rękopisu jego nie znamy.
Aby ułatwić kwerendy w ogromnych archiwach, Kapica
wziął się do wypracowania seryarzy wszystkich dokumentów i
dokładnych summaryuszów, pragnąc objąć w nie archiwa całego
województwa Podlaskiego i znacznej części Mazowieckiego. Piotr
Potocki, starosta szczerzecki (dziedzic Boćk w ziemi Bielskiej)
zrozumiał myśl Kapicy, a widząc archiwa, te skarby całego
województwa narażone w burzliwych czasach na zniszczenie,
zapragnął mieć w swoim ręku urzędowe kopie wszystkich akt i
przywilejów z kilku ziem okolicznych, aby w razie zniszczenia
archiwum jednego, w innem się przechowały. Napad obcego żołnierstwa na
archiwum i częściowe zniszczenie w r. 1790, musiało głównie
wywołać ten projekt Piotra Potockiego - niebawem zaś zawarł starosta
układ z Ignacym Kapicą, gdyż czynność ta wymagała wiele lat czasu i
wiele kosztów. Podobno w tym samym czasie Ignacy wyniósł
się z Brańska do domu swego przyjaciela i ucznia Walentego
Śliwowskiego, właściciela części wsi Brzeźnicy o ćwierć mili od miasta
położonej. Ztąd nasz archiwista przybywał co rano piechotą lub
wózkiem do swego archiwum, a po całodziennej pracy powracał do
wiejskiego zacisza, gdzie jeszcze część nocy przepędzał pracując prawie
nad swe siły. Tak z okolic blizkich, jak ze stron dalekich kraju,
przybywało mnóstwo osób dla wyszukania potrzebnych
dokumentów. Wszyscy udawali się do Kapicy, a ten znajomością
archiwów, stosunków i spraw wszystkich rodzin, stawał się
bezinteresownie pomocnym dla wszystkich, czem szeroki zjednał dla
siebie szacunek i miłość u współczesnych. Często robił wycieczki
do archiwów wizkich, łomżyńskich, zambrowskich (w
województwie Mazowieckiem), gdzie kierował pracami, jakich się
zobowiązał staroście szczerzeckiemu.
Gdy w skutek ostatniego rozbioru kraju województwo
Podlaskie dostało się pod rządy pruskie, wtedy rządy te pod wielce
troskliwą opiekę wzięły wszystkie archiwa ziemskie. W Brańsku usunięto
z archiwum Klemensa Brzozowskiego z braku zaufania, a mianowano
archiwistą Kapicę.
Kapica był ostatnim w tych stronach typem
palestrantów polskich; archiwum swoje nazywał najdroższym
klejnotem Podlaskiego województwa; nigdy fałszem nie kalając ust
swoich, wzdrygał się słysząc o fałszowaniu dokumentów, co uważał
za najstraszniejszą zbrodnią na świecie. Nie cierpiał cisnącej się do
Polski francuzczyzny i na modnisiów patrzeć nie mógł,
upatrując w nich upadek, zgubę kraju. Nosił się wiecznie po polsku, a
gdy rząd pruski zabronił używania karabel, Kapica tak się zirytował, że
odchorował to rozporządzenie. W czasie przechodów wojsk,
uzbrojony nocował w archiwum, nie odstępując go w dzień i w nocy ani na
chwilę - mówił, że tylko po jego trupie archiwum zostanie
naruszonem, a w razie pożaru razem chce zgorzeć ze skarbem powierzonym
przez obywatelstwo jego opiece.
Otoczony głębokim szacunkiem wszystkich, skołatany
półwiekową mozolną pracą, z wielkim żalem przyjaciół,
których liczył tysiące, zakończył swój zacny żywot r.
1817, w domu przyjaciela swego Śliwowskiego w Brzeźnicy pod Brańskiem -
pochowany przy kościele parafialnym w tem mieście na tak zwanych
starych mogiłkach. Zawsze bezinteresowny i z pomocą dla innych
śpieszący, nie zostawił po sobie żadnego majątku, bo i fortunę, jaką
posiadał we wsi Kapicach, za młodu odstąpił rodzeństwu. Następcą po nim
na urząd archiwisty został przyjaciel i uczeń Walenty Śliwowski, w
którego domu umarł. Na widok ogromu prac Ignacego Kapicy
przychodzi się nieraz dziwić jak siły i życie jednego człowieka mogły
na to wystarczyć. Jakże żelazną musiała być ta ręka, co szablą, a
potem piórem władała bez odpoczynku i wytchnienia przeszło
pół wieku. U starosty szczerzeckiego znajdowało się około 8000
arkuszy kopij z wielce ciekawych archiwów goniądzkich, wizkich,
łomżyńskich, zambrowskich i brańskich, wypisanych jużto przez samego
Kapicę, już pod jego kierunkiem. W przeciągu kilkunastu lat tej
pracy bądź jako wynagrodzenie, bądź na koszta tych robót,
otrzymał Kapica od Piotra Potockiego 2000 dukatów, za roboty zaś
dalsze 3000 dukatów miał sobie obiecane, lecz śmierć
przedwczesna starosty przerwała dokończenie tej pracy. A byłato myśl
znakomita, co się pokazało w skutkach, bo gdy dziś nie istnieją już na
Podlasiu te archiwa, to u sukcessorów po Piotrze Potockim
pozostało w miejscu owe 8000 arkuszy ważnych wyciągów. Dziś
jeszcze niemal na każdym kroku (w dawnej ziemi Bielskiej) napotkać
można prace niezmordowanego Kapicy. Jako człowiek światły i obeznany w
kilku gałęziach literatury, posiadający przytem języki starożytne,
proszonym był do różnych bibliotek dla ich umiejętnego
urządzenia i spisania bibliograficznych katalogów. Widzimy, że w
r. 1799 urządzał tak piękną bibliotekę przy klasztorze i
seminarym OO. Missyonarzy w Tykocinie, jak o tem przekonać się można z
własnoręcznych napisów Kapicy położonych na każdym z kilku
tysięcy dzieł. Nie mówię już, że po tysiącznych szlacheckich
domach tych okolic napotkać wszędzie można całe pliki
ekstraktów, jakie Kapica wypisywał szlachcie z archiwów.
U pana Śliwowskiego został po Kapicy ogrom jego prac, które
potem władza pragnęła (lecz bezskutecznie) do archiwum przyłączyć, a do
których zebrania, jak świadczy Wiktor Ossoliński, nie
szczędził Kapica swej olbrzymiej pracy 1).
W papierach owych (jak mniema p. Biłgorajski), musiały pozostać liczne
tradycye tych okolic, które Kapica miał spisywać. Najważniejszą
atoli ze wszystkich prac jest herbarz niniejszy będący owocem
długoletnich mozolnych z godną wielkiego podziwu sumiennością
prowadzonych poszukiwań w starych archiwach; brańskiem, drohickiem,
surazkiem, mielnickiem, goniądzkiem, wizkiem, łomżyńskiem i
zambrowskiem. Z długiej przedmowy, jaką autor do tego szacownego dzieła
dołącza (niedrukowanej przy niem obecnie z przyczyny, że nie tyczy się
naukowej treści dzieła), dowiadujemy się tylko, iż kapica gorąco
pragnął, aby herbarz ten drukowało Towarzystwo warszawskie
Przyjaciół Nauk. Wiadomem jest, że za pracę nic nawet nie żądał
dla siebie, pragnąc ją tylko ujrzeć w druku - nie dla jakiejś sławy,
ale dla utrwalenia drukiem tego, co zniszczonem łatwo być mogło przy
ciągłych burzach w kraju. Ta myśl Kapicy przebija nawet w tem, że w
przedmowie nie powiada, z jakich archiwów czerpał swe materyały.
Nie doczekał się atoli Kapica wyjścia herbarza,
chociaż jego użyteczność ogół uznawał, wtedy gdy władza nakazała
legitymowanie się wszystkiej szlachcie. Świadectwo o tem daje nam
Ossoliński. Po śmierci Walentego Śliwowskiego, sukcessor jego Ferdynand
Śliwowski rękopism herbarza Kapicy (zapewne wraz z innemi papierami)
sprzedał do Warszawy Józefowi Kaczanowskiemu, który przy
Krakowskiem-Przedmieściu (w pałacu dawniej Lubomirskich, dziś
Stanisława
Potockiego pod Nr. 415) założył biuro informacyjno-legitymacyjne. Po
zwinięciu powyższego biura, herbarz nabyty przez jednego z naszych
uczonych, zakupionym następnie został do biblioteki sieniawskiej.
Rękopis na grubym papierze, in folio, obejmuje kart
liczbowych 322, spisał go Kapica własną ręką w ostatnich kilku latach
zeszłego stulecia. Charakter pisma Ignacego odznacza się osobliwszą
wyrazistością, jakiej u dzisiaj piszących napotkać trudno. Poprawek w
piśmie nie ma żadnych.
Przez niewiadomość, autorstwo herbarza przypisano w
późniejszych czasach Benedyktowi Kapicy, bo Ignacy Wawrzyniec
nigdzie się na dziele nie podpisał. Znamy i pana Benedykta Kapicę
patrona przy trybunale łomżyńskim w latach1810-1820, posła na sejmy od
miast Łomży i Tykocina, zmarłego w temże mieście r. 1822. Benedykt
wszakże, jakkkolwiek znany z rozumu człowiek i z tychże Kapic Starych
pochodzący (gdzie żyje dotąd jego synowiec Paweł), herbarza wcale nie
pisał.
Kończąc rzecz niniejszą, wypada mi jeszcze zrobić
wzmiankę o archiwach dawnego województwa Podlaskiego.
Województwo Podlaskie miało swoje archiwa w
Mielniku, Drohiczynie, Brańsku, Surażu i Goniądzu.Najdawniejsze
archiwum miało być w grodzie surazkim, bo od początku XV
stólecia istniejące. W archiwum tem było wiele tak zwanych dutek
czyli akt oprawnych starożytnym we wązkie a długie księgi. Miało tam
tylko zuepłnie brakować akt od r. 1541 do 1590. Na początku zeszłego
wieku część tego archiwum zniszczoną została przez Szwedów,
Kapica jednak miał jeszcze wiele średniowiecznych dokumentów.
Pożar w r. 1709 zniszczył także część ziemskiego archiwum ziemi
Bielskiej, które przy kościele w mieście Brańsku się mieściło;
uchwalono więc na sejmiku wystawienie domu sklepionego na pomieszczenie
akt, co w r. 1714 już uskuteczniono. Gdy w r. 1790 pewna część akt
została zniszczoną lub podartą (w czasie przechodu wojsk) Kapica razem
z kolegami palestry i kilkunastu mieszczanami z nieopisaną
troskliwością zebrał po ulicach i stajniach resztki poszarpanych
papierów i skompletować brakujące potrafił, gdyż ekstrakty wielu
rzeczy po innych grodach znajdowały się (co dla przezorności
robiono), aby rzecz zabezpieczyć w razie zniszczenia w jednym grodzie.
W archiwum brańskiem miała zasługiwać na szczególną uwagę księga
pomiarów województwa Podlaskiego, dokonana za
króla Aleksandra Jagiellończyka przez dwóch
mierników Dybowskiego i Dziewałtowskiego. W księdze tej miały
być najdokładniej opisane granice wszystkich wsi i podane ich wymiary
dla uniknięcia na wieki sporów granicznych. Rząd pruski biorąc
pod swoją opiekę wszystkie archiwa, mianował w Drohiczynie archiwistę
Wawrzyńca Białego. W późniejszych czasach do archiwum w
Drohiczynie przywieziono akta grodzkie i ziemskie z Mielnika, jako
mniej liczne od innych, bo 1000 ksiąg nie dochodzące. Od r. 1856 do
1862 ogromne archiwa z Brańska i Drohiczyna częściowo przewożono do
Wilna, gdzie obecnie się znajdują. W samym Drohiczynie miało się
znajdować ksiąg grodzkich i ziemskich potężnie grubych przeszło dwa
tysiące.
Nie mam tu miejsca na podanie więcej szczegółowych
wiadomości o archiwach podlaskich lub mazowieckich, mam tylko obowiązek
oświadczenia wdzięczności mojej zasłużonemu obywatelowi panu
Biłgorajskiemu za udzielenie w tej mierze wielu
szczegółów. Czcigodny ten starzec, osobisty przyjaciel w
swej młodości Ignacego Kapicy najwięcej przechował
szczegółów o jego życiu i zaczerpnął od niego starych
tradycyj tyczących się Podlasia. Kończąc rzecz niniejszą pewny jestem,
że wydanie drukiem dzieła ś. p. Ignacego Kapicy będzie ważnym nabytkiem
i dla mieszkańców Podlasia a Mazowsza, którzy znajdą w
dziele tem historyczne wiadomości i dokumenta od czterech i pięciu
wieków do posiadanych przez siebie siedzib.
Zygmunt Gloger.
__________
1) Bibl. Warszawska r.
1848 IV. 469
2) Bibl. Warszawska r.
1848 IV. 468
|