Horror w piwnicy
Pierwszy maja zakończył się sceną niczym z filmów grozy. Stało się to za
sprawą różnej maści płazów mieszkających w piwnicy. Wiedziałem, że tam mieszkają,
ale nie spodziewałem się, że w takiej ilości. Stało się to wszystko wskutek
mojej niefrasobliwości. Dwa tygodnie temu w jednej z piwnic wykopałem 40-centymetrowej
głębokości dołek w poszukiwaniu ukrytej studni. Dołek zostawiłem niezasypany.
W pobliżu dołka stał pieniek, na którym rąbałem czasem drewno. No i tym razem,
bardzo późnym wieczorem zszedłem do piwnicy przynieść trochę drewna na opał.
Wziąłem duży, bukowy klocek i chciałem go przerąbać. Przy okazji poświeciłem
do dołka latarką. Osoba wrażliwa na punkcie pełzającej zwierzyny pewnie by
zemdlała na miejscu. Gdyby były to np. pająki czy węże, jak to jest na niektórych
filmach, to pewnie i ja bym padł zemdlony. W dołku kłębiła się ruszająca
masa różnych ogoniastych i bezogoniastych czworonogów. Towarzyszyły im też
wielkie sześcionogi, które wydzielały zapach kwasu octowego. Ale jako że
spotykałem już to wszelkie hadztwo, tyle że pojedynczo, to wiedziałem, że
nie rzucą mi się do gardła. Poszedłem na górę, wyciągnąłem z łóżka Kamilę
i tymi wzmocninymi siłami zajęliśmy się tymi więźniami, którzy nie mogli
wydostać się z dołka. Kamila była dobrym towarzyszem do tej nierównej walki,
bo widziałem, że nawet na widok żmiji rzuca się w jej stronę z wyciągniętymi
rękami i okrzykiem "oooooo wąż". No i zeszliśmy na dół ze światełkiem, niebieskim
wiadrem bojowym i żądzą oczyszczenia własnego domu z wszelkiego plugastwa,
jakie żyje na tej ziemi. Wybieraliśmy z dołka pełnymi garściami, nie bacząc,
że nurzamy ręce w ruszającej się masie z setkami nóg i pysków. Wybraliśmy
co do sztuki. Były tam ogromne, nadęte grzebiuszki ziemne, ale też miniaturowe
traszki zwyczajne. Trafiło się kilka kumaków nizinnych, czarnych traszek
grzebieniastych i jedna zielona żaba, pewnie dowódca. Było tam tego co najmniej
200 sztuk, a nie zdziwiłbym się, gdyby nawet znacznie więcej. Nie chciałem
już jednak liczyć. Zabrałem wiadro i wynisłem w pobliże stawu, w miejsce
gdzie nikt nie chodzi, w nadziei, że same się rzucą się do wody i potopią
ze wstydu i zgryzoty, niczym krzyżak Zygfryd uwolniony przez Juranda. Tyle
że tamten musiał się wdrapać na drzewo, a tym by wystarczyło tylko wpełznąć.
|
|
Makolągwa
Kilka dni temu, podczas obchodu po ogrodzie chciałem pokazać Kamili,
gdzie w tuji jakiś ptak uwił sobie gniazdo, ale je porzucił. Spotkałem go
przypadkiem w gnieździe, ale później jak zaglądałem tam, to było puste, bez
jaj. Podeszliśmy w pobliże tuji, odchyliłem gałązkę za którą ukryte było
gniazdo ze słowami "to gniazdo jest już puste". A tym momencie usłyszeliśmy
tylko głośne "frrrrrrrr" i coś sprzed naszych nosów w popłochu uciekło z
gniazda. Odeszliśmy szybko, aby już ptaka więcej nie niepokoić. Czasem przy
jakichś pracach ogrodowych widywałem jeszcze dziób i ślepia obserwujące mnie
zza gałązki, ale nie uciekało. Raz, gdy ptaka nie było skorzystałem z okazji
i zajrzałem do gniazda. W środku były cztery malutkie, nakrapiane jajeczka.
Skorzystałem ze zdjęć, które zrobiłem i sprawdziłem w książce, co to za ptak.
Była to makolągwa. Wcześniej nie udało mi się jej zaobserwować w ogrodzie.
Stałymi mieszkańcami ogrodu, które często teraz widuję, są pleszki. Z innego
skrzydlatego drobiazgu spotykam też czyże, mazurki, kowaliki, sikory. Często
widać awanturujące się pliszki. Ale nie tylko w dzień ptactwo daje znać o
sobie. Ostatnio była pełnia księżyca i bardzo jasne noce. Scenerię tę uzupełniały
odgłosy puszczyków, których kilka sztuk mieszka w okolicy.
Remonty
|
|
Ostatnie dni upływają też na pracach remontowych w nowszej części dworu.
Wziąłem się w końcu za odświeżanie ścian w pokojach. Chcę na wakacje przygotować mieszkanie do użytku. Usuwanie starych warstw
farby jest stosunkowo pracochłonną czynnością, ale konieczną. Trzeba było
niektóre miejsca tynkować, a całą resztę szpachlować gipsem.
|