Dziennik dębiański
 
1 maja 2007

Lodowata majówka

Pierwszomajowy poranek, a za oknem śnieżyca. Dzień wstał słoneczny, ale z przymrozkiem. Potem nadciągnęła ciemna chmura, zrobiło się mroczno i ponuro i zaczęło coś z nieba białego się sypać. Pierwsza myśl była taka, że to wiatr postrącał płatki kwiatów wiśni, czereśni i śliw. Ale skąd? Przecież wczoraj byla taka wichura, że co mogło odpaść to już dawno odpadło z drzew. W tej chwili jest godz. 7:45, a za oknem śnieżyca, tak jak w środku zimy. Wczorajszy dzień był wyjątkowo zimny. Temperatura niewiele powyżej zera, a do tego silna wichura. Trudno było cokolwiek robić w ogrodzie, bo nawet ciepłe, zimowe ubranie niewiele dawało. Maj zrobił paskudną niespodziankę wielu ludziom, którzy wyjechali na tych kilka wolnych dni. Spacery nad morzem przy takiej pogodzie to nic przyjemnego.


Ostatnie dni mimo tak niesprzyjającej pogody upłynęły mi na pracach ogrodowych. Sadziłem nowo kupione drzewa i krzewy. Kilka roślin też przesadziłem, np. pigwowce japońskie, tak aby  urozmaicały swoimi czerwonymi kwiatami na wiosnę bardziej monotonne miejsca. Z sadzeniem jestem już niemal na bieżąco. Z zaległości pozostał mi tylko jałowiec chiński Obelisk i kalina koralowa Compactum.


Zanim zima wrócila do Dębian, to wiosna była już w pełni. Można zobaczyć to na kilku niżej przedstawionych fotografiach. Drzewa owocowe pokryte kwiatami, niektóre drzewa z młodymi listkami niczym spowite zieloną mgiełką, wiele drzew i  krzewów urzekało pełnią barw - migdałek trójklapkowy, pigwowiec japoński, mahonia, tawuła wczesna, złotlin japoński.



Każda wizyta w piwnicy może przynieść jakąś niespodziankę. Tym razem było to coś co przypominało kawałek zeschłej kory. Ja jednak nie daję już się na coś takiego nabierać. Był to kumak nizinny, który przezimował w piwnicy. Gdy jest wystraszony, próbuje upodobnić się do tego, czego jest dużo w otoczeniu. Ciało jego staje się płaskie i wygina się w kabłąk, tylne łapy zarzuca na plecy, a przednimi zasłania oczy. Ktoś, kto nie zna tej sztuczki minąłby zwierzaka nie zwracając na niego uwagi. Ale nie ja, mnie nie oszuka, szczególnie w mojej własnej piwnicy. Wziąłem gada do domu (gdyby ktoś się czepiał, to niech będzie płaz), tam go obfotografowałem, wymyłem i dalej opstrykałem. Potem wyniosłem go do stawu, aby pokumkał razem z innymi, bo w końcu najwłaściwsza na to teraz pora. Zaniosłem go do tego stawu, w którym słychać kumkanie, a nie rechot. Tu wypada powiedzieć, że zwierzyna podzieliła między sobą stawy. Z jednego słychać tylko rechot, a z drugiego kumkanie. A tak w ogóle, to wczoraj pogoniłem ze stawu bociana, który przyleciał dokonywać tu zbrodni na żabach. Nie będzie mi tu byle bocian mordował żabstwa kumkającego.



Po lodowatym dniu spędzonym w ogrodzie wieczorem posnułem się jeszcze po okolicy, przyglądając się kwitnącym drzewom owocowym i zachodzącemu słońcu. W tym roku jest dużo mniej kwiatów na drzewkach niż zwykle. Być może spowodowała to bardzo ciepła jesień i zima. Drzewa zaczęły wegetację za wcześnie, a potem przyszły mrozy. Po przechadzce poszedłem jeszcze do nowszej części domu, aby w niej trochę pomieszkać. Wziąłem ze sobą kawę, narzędzia i zająłem się składaniem trzydrzwiowej szafy, którą przywiozłem jesienią. Szafa jest wykończona na wysoki połysk, chyba z lat 70-tych. Przy montowaniu pleców szafy musiałem używać młotka. A jako że była już późna pora, zostawiłem już tę robotę, aby nie zakłócać nocą spokoju sąsiadowi zza ściany, który chodzi wcześnie spać.