Wczoraj
spotkałem pierwszą w tym roku żabę. Napatoczyłem się na nią w ogrodzie
przy krzakach pigwowca. Była chyba równie zdziwiona jak ja. Była duża,
do tego w barwach moro. Pewnie jakiś zwiadowca. Nie mogłem popuścić
pierwszej żabie. Złapałem zwiadowcę. Niestety, nich chciał nic
zdradzić, gdzie reszta oddziału. Wypuściem licząc, że doprowadzi mnie
do reszty.
Dzisiejszy dzień zaczął się mrocznie, wietrznie i deszczowo. Za kilka
dni kalendarzowa wiosna. Liczyłem na słońce i bezdeszczowy dzień.
Planowałem wycinkę kilku drzew - śliwy samosiejki i czarne bzy. Wygląda
na to, że muszę zająć się innymi pracami, w domu. Za to zdążyłem
wczoraj przyciąć przedwojenną jabłoń. Była już bardzo wysoka, do tego
zaatakowana przez trzy mocno rozrośnięte kępy jemioły. Odmłodzenie
jabłoni rozłożyłem na dwa lata. W tym roku ściąłem wierzchołek i kilka
uschniętych gałęzi, a w przyszłym planuję dalsze cięcia, formujące
kształt drzewa. Zobaczę, gdzie powyrastają młode gałęzie i które z nich
zostawić do tworzenia nowych konarów. Przy ścinaniu wierzchołka drzewa
uszkodziłem śliwę sąsiadki, na szczęcie niewiele, kilka gałązek. Przy
okazji sąsiadce również poprzycinałem niektóre drzewka, prześwietliłem
w nich korony.
Łakomym wzrokiem spoglądam czasem na wielkie, stare jabłonie rosnące
nad stawem. Są one już po stronie należącej do lasów państwowych.
Wymagają pielęgnacji. Listopadowa śnieżyca narobiła w tym starym sadzie
sporo zniszczeń. Gruby pień jednego drzewa całkowicie został rozpruty i
obydwie części drzewa wywróciły się. W innych drzewach połamane są
niektóre konary. Z tego sadu jest ładny widok na stawy i zabudowania
Dębian. Sad położony jest na południowym brzegu stawu, dość wysoko
wznoszącym się ponad powierzchnię wody. Oczami wyobraźni widzę już
ładnie przystrzyżoną trawę, alejkę wzdłuż stawu i ławkę pod jedną z
jabłoni. W dole widoczna z ławki powierzchnia wody z kępami tataraku i
liliami wodnymi, spokojna woda zakłócana tylko kolistymi falami
robionymi przez żerujące ryby. Przy stawie wyeksponowany pień
300-letniego dębu, a w oddali czerwone mury zabudowań gospodarczych,
biel pni brzozowych, obok spichlerza ściana jaskrawo kwitnących
rododendronów, a dopełnieniem całości pastelowe barwy klasycystycznych
murów dworu częściowo przesłoniętych dzikim winem.
Ale póki co rzeczywistość jest inna. Sad i spichlerz należy do kogoś
innego. Pozostaje teraz robienie tego co możliwe. Możliwe było
posadzenie dwóch tuji przy krzyżu. Zrobiłem to wczoraj razem z
sąsiadką. Tuje były już podrośnięte, posadzone kilka lat temu, prawie
półtorametrowej wysokości. Wygrzebałem je maleńkie z torowiska przy
dworcu w Łankiejmach. Są to żywotniki zachodnie, naturalne, nie
manipulowane przez ogrodników, samosiewki ze starych przedwojennych
tuji, rosnących przy dworcu w Łankiejmach. Między kamieniami znajdowały
tam chyba dobre warunki do wschodzenia.