Dwór w Dębianach ma ogromną liczbę okien i drzwi. Za okna jeszcze się
nie zabrałem, ale drzwi już sporo nazwoziłem. Staram się odtworzyć
dawny, amfiladowy układ pomieszczeń. Mnóstwo dawnych drzwi zostało
usuniętych i otwory po nich zamurowano. Większość z nich są to wielkie,
dwuskrzydłowe drzwi, o wysokości niemal 2,5 metra i szerokości 1,5
metra. Ale jest też trochę jednoskrzydłowych. Dużo drzwi jeszcze
brakuje na strychu i w piwnicy. Na pewno nie powstawiam nigdzie
współczesnych drzwi.
Drzwi zwoziłem już niemal z całej Polski. Mój ostatni nabytek,
wygrzebany na Allegro za stosunkowo niewielką kwotę, pochodzi z wioski
Radostowo koło Jezioran. Są to dwuskrzydłowe, warmińskie drzwi, z
delikatnymi rzeźbieniami. Zdobienie drzwi przypomina styl secesyjny.
Zostały zrobione prawdopodobnie na początku XX wieku. Od zewnątrz
malowane są brązową farbą, a od wewnątrz obite twardą płytą pilśniową.
Gdy już po ciemku dojechałem do Radostowa zdziwiłem się, bo zobaczyłem,
że drzwi są jeszcze osadzone w wejściu do domu, ale jakoś dziwnie
wyglądają, inaczej. Zdobienia te same, ale jakieś drewno świeże, jasne,
lakierowane. Za chwilkę wszystko się wyjaśniło. Została zrobiona kopia
tych starych drzwi i snycerka jest podobna. Dostałem swoje wylicytowane
drzwi wraz z duszą, która w nich siedzi. Nowe drzwi i ten lakier - są
ładne, ale martwe. Ja bardziej cieszę się z tego starocia. Farba na
tych drzwiach była nierówna, łatwo odpadała. Brązowa farba pokrywała
stare, łuszczące się warstwy. Spod odpadającej farby ukazało się stare,
poszarzałe drewno, wysmagane deszczem, śniegiem i północnymi wiatrami.
Drewno jest jednak zdrowe. Wystarczy tylko usunąć farbę maskującą
detale zdobień i odsłonić prawdziwe piękno starego rzemiosła. Oglądając
zdjęcia jeszcze na Allegro zobaczyłem, że szyby w drzwiach i płyciny, w
których były osadzone, nie pasują do reszty. Nie pomyliłem się. Moje
przypuszczenia, że pierwotnie były tam kraty, potwierdziły się. Może za
jakiś czas uda mi się zdobyć odpowiedniego rozmiaru kraty. Póki co,
będą tam tylko szyby, ale duże. Usunę to co zostało tam dostawione.
Wymienię również nie pasujący do drzwi zamek, szyldy i klamki na stare,
z właściwej epoki.
Drzwi przywiozłem dopiero wieczorem. Poranek i dzień był pełen innych
wrażeń. Przed południem miałem wizytę konserwatora zabytków z
delegatury w Elblągu. Zależało mi na jego przyjeździe, aby móc porozmawiać
o przyszłości tego dworu i parku. Dwie godziny oprowadzałem go po parku
i domu. Pogoda była jak na zamówienie. Trochę niepokoiłem się, jakie będą skutki tej wizyty, ale
wygląda na to, że pozytywne. Będę miał dość dużą swobodę w kszałtowaniu
budynku i otoczeniu, tyle że potrzebny jest projekt budowlany tego co
chcę robić. Po wykonaniu prac mogę też starać się częściowy zwrot
poniesionych kosztów. Wcześniej jednak muszę napisać prośbę o wpisanie
budynku do rejestru zabytków. Jak sam to zrobię, to będę w dużo
korzystniejszej sytuacji niż gdyby budynek został z urzędu wpisany do
rejestru. Inaczej nie mógłbym starać się o zwrot kosztów. Gdy
schodziliśmy do piwnicy, konserwator napomknął, że tak zdarte przez
lata schody niejeden chciałby mieć w swoim domu. W tym momencie
spojrzałem inaczej na te schody. Może rzeczywiście warto jeszcze je
ratować mimo próchna, powymieniać tylko to, co nie nadaje się już
zupełnie do niczego. Spojrzałem też inaczej na te stare deski w
korytarzu, też powycierane, nierówne. Gdy byliśmy w salonie, to
konserwator powiedział kilka słów o odnowieniu tej podłogi z desek.
Muszę się zastanowić, może rzeczywiście warto zachować tę podłogę,
która jest, nie pokrywać jej niczym nowym. Jak przypomnę sobie, jak
wygląda stare, zapokostowane drewno, to jest to warte rozważenia. Muszę
też napisać prośbę o zezwolenie na wycięcie topoli i oczyszczenie parku
z samosiewek. Dostanę je bez problemu, nawet na dużo więcej. Nie
zamierzam jednak przesadzać z używaniem piły. Co do sadzenia nowych
drzew, wygląda na to, że mogę w miarę swobodnie to robić.