Zima w Dębianach

24 kwietnia 2002
Zima w Dębianach
Spichlerz
Bałwan nad stawem
Opadające jesienią liście odsłaniają widoki na park po drugiej stronie strumienia, można też dostrzec pola znajdujące się za parkiem. Ptaki odzywają się coraz ciszej, kolory otaczającej przyrody stają się czarno-białe, coraz rzadziej pokazuje się słońce, Dębiany kryją się na dwa miesiące pod warstwą szarych, niskich chmur. Perspektywa nadchodzącej długiej zimy działa przygnębiająco. Listopadowe zimne deszcze gnane porwistymi wiatrami coraz częściej mieszają się z lepiącymi płatkami śniegu, coraz częściej błotnista droga skrywa się pod warstwą ciemnego lodu. Po długich letnich dniach pozostaje już tylko wspomnienie i żal, że to już minęło, a na następne takie dni trzeba czekać jeszcze wiele miesięcy. Czas spędzony w tym domu upływa na walce o przetrwanie, o nikłe choć ogrzanie coraz zimniejszych murów smaganych deszczem i wiatrem. Nieliczne ocalałe piece buchające żarem są wstanie podnieść temperaturę pomieszczeń zaledwie o kilka stopni. Przetrwaniu w temperaturze kilku stopni powyżej zera może jedynie pomóc grube ubranie i ciągła intensywna praca fizyczna, a nocą elektryczna poduszka ogrzewająca łóżko i dwie kołdry szczelnie otulające ciało. Nadchodzą dni, gdzie przejmująca wilgoć ustępuje suchemu, lecz mroźnemu powietrzu. Okolicę pokrywa warstwa śniegu odsłaniająca to, co wcześniej skryte było wśrod roślin. Kilka dni nieobecności sprawiają, że dom wita człowieka temperaturą bliską zeru, a nawet czasem poniżej zera. Piec staje się wtedy największym przyjacielem człowieka. Blask ognia widoczny we wnętrzu pieca daje nadzieję na przetrwanie tego chłodu. Dni upływają na tęsknym spoglądaniu za okno na ostry, biało-czarny obraz i marzeniach o nadejściu wiosny i słonecznym cieple. Coraz częściej pokazujące się słońce w styczniu i lutym sprawia, że nadzieja nadejścia wiosny nie jest tylko złudnym marzeniem, ale coraz bliższą chwilą. Topniejący śnieg odsłania ziemię, z której zaczynają wyrastać zielone kępy, w krótkim czasie okrywające się białymi kwiatami przebiśniegów. Idzie wiosna.

Zasypane schody Ostatnie dni zimy Przebiśniegi Strumień w parku


Zima 2004/2005



Odpoczynek przy kominku w mroźny, zimowy wieczór.


Po wybudowaniu kominka w grudniu 2004 roku nareszcie zimy przestały być dla mnie straszne. Ze spaniem przeniosłem się do jadalni, w której został postawiony kominek. Można było napalić w tym komiku i w piecu kuchennym, w sąsiadującej z jadalnią kuchni. Nawet mimo mrozu za oknem w pokoju miałem temperaturę powyżej 20 stopni. Z uroków kominka korzystałem nie tylko ja, ale także Ryszard, który lubił wygrzewać się przy kominku, spać na mojej pościeli albo wylegiwać się u mnie kolanach, co można zobaczyć na zdjęciu obok.