Dziennik dębiański

3 lutego 2008

Rysiek i sowa

Po przyjeździe do Dębian, 1 maja 2008 roku, jak zwykle zrobiłem obchód po ogrodzie. Zaczął zapadać już zmierzch. W obchodzie towarzyszył mi kot Ryszard. Gdy byłem w pobliżu stawu, Rysiek wdrapał się na pień po starej, wielkiej topoli i siedział obserwując mnie. Od strony stawu i spichlerza, lotem nurkującego bombowca, nadleciał puszczyk, potrącił siedzącego na pieńku Ryśka i poleciał dalej. Po raz pierwszy zobaczyłem takie wydarzenie. Kot wystraszył się i potem chodził już tylko bezpośrednio przy mojej nodze. Sprawdzio się moje ostrzeżenie. Czasem do Ryśka mówiłem, aby nie włóczył się nocami po Dębianach, bo go sowy zeżrą. Nie chciał mi wierzyć, aż w końcu przekonał się, że to nie były żarty. Być może puszczyk zaatakował go ze względu na młode puszczyki, które było słychać w pobliżu.