Dziennik dębiański

1 lipca 2007

Przedostatni wychodek w Dębianach

W pobliżu dworu do niedzieli stały jeszcze dwa wychodki. Jeden był już co najmniej od roku nieużytkowany, a do tego na moim terenie. Korzystał z niego sąsiad. W ciągu ostatniego roku porastał już tylko pokrzywami, był coraz bardziej pochylony. Wokoło niego było wysypisko odpadów. Trzeba by być zupełnym desperatem, aby przedzierać się do niego przez gąszcz pokrzyw. Poza tym nieostrożne obchodzenie się z nim też groziło wypadkiem, szczególnie po kilku głębszych.





Pewnego spokojnego popołudnia kosiłem kosą wokoło niego zielsko, głównie podagrycznik i pokrzywy. A wszystko bujne niczym hodowane na ludzkich kupach. Nie ma to jak dużo azotu w glebie. Gdy już wychodek pozostał taki samoty, na pobojowisku pełnym powalonego zielska, wyglądał niczym wódz pozbawiony armii, zmęczony i zrezygnowany. Popchnąłem go lekko kosiskiem, niczym kościuszkowski kosynier. Wychodek zachwiał się jak ranny oficer, który resztkami honoru stara się jeszcze utrzymać na nogach. Ja jednak okazałem się okrutny i pchnąłem go powtórnie, mocniej, z zamiarem dobicia go, skrócenia mąk na tym doczesnym świecie. Wychodek powoli, wręcz dostojnie przechylił się tracąc równowagę i runął na  ziemię z ostatnim jękiem odwracając się do mnie otworem, przez który dębiańska gleba wzbogacana była produktami fermentacji węglowodanów i metabolizmu tych produktów.



Popołudnie i następny poranek upłynęły mi na oczyszczaniu pobojowiska z tego co tam zostało. To co dało się spalić, poszło na ognisko, a reszta do wielkich worów na odpady i na śmietnik. Z całego wychodka pozostała jakimś cudem tylko jedna szeroka deska, która została wykorzystana do renowacji starej, wiejskiej szafeczki. Wychodek żył jeszcze będzie nie tylko w naszej pamięci, ale i w ślicznej szafeczce w grodzie Kopernika pośród szacownych średniowiecznych murów, niczym serce po przeszczepie.





Ostatni już dębiański wychodek stoi w jaśminowym zakątku i jest jeszcze używany. Ale los jego jest też już przesądzony. Pozostanie tylko na fotografiach. Jedynie wpisanie go do rejestru zabytków odmieniłoby jego los.