W Dębianach wcale
nie muszę uganiać się za ptakami. Same do mnie przylatują. Co jakiś
czas muszę wyrzucać je z domu, bo wlatują i błądzą po pokojach.
3 lipca 2007. Przed chwilą siedziałem
w kuchni i słuchałem jak co tydzień audycję Moniki Olejnik
"Siódmy
dzień tygodnia", gdzie politycy przypiekani są na wolnym ogniu przez
prowadzącą
program i żrą się też między sobą. Niestety, audycję te przerwała mi
piegża,
która wdarła mi się do chałupy, myszkowała po pokojach i w końcu
wleciała
do kuchni. Pewnie przy tym nabrudziła, jak to ptaki potrafią. Ptasia
bezczelność
przechodzi już wszelkie granice. Tydzień temu młody kowalik wskoczył mi
na
ramię, stamtąd wdrapał na głowę, trochę ponawoływał rodziców i
poleciał
dalej. Czy ja jestem już tak nieruchawy i wyglądam na wyposażenie
ogrodu?
Wczoraj obsrały mi nawet trzonek od szpadla, który na chwilę
zostawiłem
wbity w ziemię.