Dzięcioł czarny
Dryocopus martius W styczniu 2003 roku miałem spotkanie z dość rzadkim ptakiem. Wyszedłem
z domu nad strumyk zebrać trochę chrustu. Usłyszałem rąbanie drewna. Byłem
przekonany, że to sąsiadka, starsza pani, wyszła również uzbierać również
gałęzi na opał i rąbie je siekierą. Nie mogłem jednak jej zobaczyć, pomimo
że nie było liści, które by zasłaniały, a do tego było trochę śniegu i
widoczność była doskonała. Rąbanie słychać, a człowieka nie ma. Podszedłem
bliżej miejsca, skąd dochodził odgłos. Dopiero z odległości około 15 metrów
zobaczylem wielkiego, czarnego ptaka z czerwoną czapeczką, który siedział
na pniu uschniętego drzewa na wysokości około metra nad ziemią i zawzięcie
walił dziobem w pień, tak aż sypały się dookoła wióry. Pień był trochę
spróchniały i ptak często odrywał dziobem całe płaty drewna, od czasu do
czasu połykając jakiś smakowity, tłusty kąsek. Był to dzięcioł czarny,
największy z dzięciołów spotykanych w Polsce. Obserwowałem go około dwudziestu
minut, stojąc początkowo nieruchomo. Później zacząłem już się ruszać ze
względu na mróz. Dzięciołowi nie przeszkadzało to w uczcie. W końcu zostawiem
ptaka w spokoju i poszedłem do domu ogrzać się. Po jego posiłku niewiele
pozostało z pnia. Po sprawdzeniu w książce dowiedziałem się, że była to
pani dzięciołowa, która różni się od pana czapeczką na głowie.
Olsztyn, 25 luty 2005 |