Piec
z Żeronic
|
Data
modyfikacji: 10 lutego 2021
|
|
|
Piec
ten pojawił się w ogłoszeniach na OLX pod koniec lata 2020. Był
dla mnie trochę za drogi, ale mimo to pojechałem go obejrzeć na
początku września 2020. Pierwotnie piec stał w dworze rodziny
Majewskich w Żeronicach. Po wojnie majątek został
rozparcelowany, dziedzic wyjechał, a dwór popadł w ruinę. Piękny,
ozdobny piec trafił do wiejskiego domu. Został jednak mocno
przerobiony, wstawione zostały kafle w zupełnie innym stylu.
Prawdopodobnie piec miał inną sylwetkę. To, co zostało postawione z
dworskich kafli, jest nieco pokraczne. Dół jest zdecydowanie zbyt wątły
w porównaniu z górną częścią pieca. Zdun, który budował piec był
pijakiem, żywiącym się tylko wódką i mlekiem. Wspominała to pani, która
mieszkała w tym domu. |
Po jakimś czasie piec zniknął z
tablicy ogłoszeń. Pogodziłem się z tym, że ktoś inny stanie się jego
właścicielem. Pod koniec stycznia piec ponownie pojawił się w
ogłoszeniach na OLX za 3 tys. zł. Ktoś z Krakowa zdecydował się na
kupno i chciał wykorzystać kafle na kominek. Jednak jakieś zdarzenie
losowe spowodowało, że zrezygnował. Zamierzał latem przyjechać i
rozebrać piec. Spróbowałem ponegocjować obniżenie ceny i udało się. Za
piec zapłaciłem 2 tys. zł. W sobotę dogadałem się co do ceny, a w środę
pojechałem po ten piec, nie zważając na marną, zimową pogodę. Na
miejsce dojechałem 3 stycznia 2021 na godzinę 8 rano. Dom, w którym
stał piec był wybudowany za czasów PRL, z marnej jakości materiałów i
byle jak postawiony. Teraz już była to ruina z przeciekającym dachem i
dziurawymi sufitami. W środku ślady po pijackich libacjach. Dom stał
opuszczony i otwarty, przez co zachęcał do spotkania przy flaszkce
podczas marnej pogody. Na szczęście piec nie został przy okazji
zniszczony ani rozgrabiony. Drzwiczki zostały wcześniej zdjęte i
zabezpieczone, dzięki czemu nie stały się łupem złomiarzy.
|
|
Rozbieranie
pieca poszło dość sprawnie, tym bardziej, że właścicielka pieca
poinformowała mnie, że nie nie muszę wynosić gruzu na zewnątrz. Gruz
został we wnętrzu i tak już zrujnowanego domu. Cała wioska sprawiała
też mało optymistyczne wrażenie, że chyli się ku upadkowi i wludnia
się. Nie tylko ten dom popadał w ruinę. Rozbieranie pieca i pakowanie
kafli skończyłem jeszcze przy świetle dziennym. O godzinie 14:00
ruszyłem w drogę powrotną. Cały dzień był mglisty, ponury, a w drodze
powrotnej trafiłem też na opady śniegu. O godzinie 19 byłem już z
powrotem w Dębianach.
Na ozdobnych kaflach brak jest sygnatur. Na jednym z połamanych kafli
zamykających piec od góry jest sygnatura E. Teicherta, Meissen. Wzory
na kaflach, ich jakość i rozmiary nie wykluczają tej wytwórni. Jednak
obecność na tych terenach pieca pochodzącego z Niemiec nie jest
typowa.
Sporo kafli, w tym ten najważniejszy, centralny, było popękanych.
Będzie dużo pracy przy sklejaniu i wzmacnianiu tych kafli.
|
Od strony ściany było
kilkanaście kafli nieszkliwionych o ciekawym,
głębokim wzorze. Początkwo sądziłem, że były to wybrakowane kafle, z
wadami,
nie nadające się dalej do szkliwienia. Ale jako element konstrukcyjny
pieca od niewidocznej strony w pełni spełniały swoją rolę. Po wymyciu
kilku kafli mogłem dokładniej się im przyjrzeć. Nie wyglądały na
przemysłową produkcję, a raczej na wytwór jakiejś manufaktury. Kafle są
mniej więcej kwadratowe, o boku od 20,3 do 21,0 cm. Jest możliwe, że są
to kafle z jakiegoś znacznie starszego pieca. Jest ich 14 sztuk i kilka
małych kawałków.
Kolejne dni upływały mi na
inwentaryzacji, czyszczeniu i naprawie kafli.
|