Piec z Ełku
|
Data modyfikacji:
14 lutego 2009
|
Piec
ten po raz pierwszy zobaczyłem na wiosnę 2001 roku. Stał on w
mieszkaniu
w przedwojennej kamienicy w Ełku przy ul. Słowackiego, na pierwszym
piętrze.
Właścicielka chciała za niego 3 tysiące złotych. Piec spodobał mi się
od
pierwszego spojrzenia. Postawiony był jeszcze przed wojną. Mogłem
jednak
tylko podziwiać ten piec, ponieważ nie miałem takiej kwoty, aby móc go
kupić. Musiałem z niego zrezygnować. Jednak po kilku miesiącach na piec
ciągle nie było kupca. Po negocjacjach udało mi się obniżyć cenę pieca
do 1700 złotych. Za taką kwotę mogłem już go kupić. W wrześniu
zapłaciłem
zaliczkę, a na początku listopada byłem gotowy do rozebrania i zabrania
tego pieca. Rozbieranie pieca i wynoszenie gruzu zajęło mi 12 godzin.
Oczyszczanie
kafli z resztek gliny szło dość ciężko i większość kafli zapakowałem do
samochodu nieoczyszczonych. Piec zawierał dużą ilość cegły szamotowej,
którą też chciałem zabrać ze sobą. Samochód był dość mocno obciążony.
Kafle
były dość słabe i w wielu z nich wykruszały się kołnierze podczas
zdejmowania
klamer łączących kafle. Drzwiczki i elementy rusztu były dość mocno
przepalone
i nie nadawały się do powtórnego użycia. Kafle wykonane były z jasnej
gliny,
dość porowate. Na zdjęciach poniżej przedstawione są sygnatury
znajdujące
się na kaflach.
|
|
Rozebrany piec przeleżał w
Dębianach dwa lata,
zanim
nadeszła
kolej na zajęcie się nim. Udało mi się znaleźć zduna z wieloletnim
doświadczeniem
- Stanisława Ogulewicza z Bartoszyc. Widziałem postawiony przez niego
wcześniej
piec i zobaczyłem, że był postawiony z dużą precyzją, kafle dobrze
dopasowane
do siebie. Także właściwości grzejne pieca były bez zarzutu - szybko
nagrzewał
się i dobrze "trzymał" ciepło. Nie zużywał wiele paliwa. Na odbudowanie
pieca umówiłem się ze zdunem na ostatnie dni października i początek
listopada
2003 roku.
Piec
został postawiony w pokoju znajdującym się na lewo od drzwi
wejściowych.
Początkowo, po kupieniu domu, pokój sprawiał ponure wrażenie -
okopcone,
granatowe ściany, w miejscu dawnego pieca sterta żółtych kafli,
pozostałych
prawdopodobnie po rozebraniu pieca kuchennego. Pierwotnie w tym miejscu
stał ładny kominek. Szczegółów, jak on wyglądał, dotąd nie udało mi się
dowiedzieć. Żółte kafle zostały wyniesione i czekają teraz na
wykorzystanie
do innego pieca. Metalowe resztki z pieca kuchennego nie nadawały się
już
do ponownego wykorzystania i powędrowały na złom.
Odbudowanie
pieca zajęło zdunowi 4 dni po około 11 godzin dziennie. Służyłem za
pomocnika
- kopałem glinę, nosiłem piasek, cegły, wierciłem dziury w popękanych
kaflach,
które trzeba było nareperować. Popękane kafle zostały dodatkowo
sklejone
silikonem przeznaczonym do uszczelniania pieców, odpornym na
temperaturę
do 1500 stopni. Niektóre kafle trzeba było zastąpić innymi. Miałem
kilka
zielonych kafli znalezionych w parku rok wcześniej, wyrzuconych przez
kogoś
z Dębian. Wymiary miały zbliżone do uszkodzonych kafli, jednak kolor
nieco
ciemniejszy. Do pieca trzeba było dokupić jeszcze dość dużo
materiałów
- 100 sztuk cegły szamotowej, 100 płytek szamotowych, drzwiczki, ruszt.
Cegły szamotowe są dość drogie i z dużym bólem wydawałem pieniądze na
nie.
Jedna cegła kosztowała 3,45 zł, a płytka 2,70 zł. Wydatek jednak był w
pełni uzasadniony i konieczny. Dzięki tym cegłom piec szybko nagrzewa
się
i dobrze akumuluje ciepło. Do wnętrza pieca poszło jeszcze dodatkowo
kilkadziesiąt
cegieł szamotowych, które pozostały po rozbiórce tego pieca. Ściana,
która
miała zostać zasłonięta przez piec wymagała jeszcze tynkowania i
szpachlowania
gładzią gipsową. Trzeba było zrobić to możliwie szybko, przed
rozpoczęciem
budowy.
Pokój z zielonym piecem wymaga
jeszcze
gruntownego
remontu.
Uzupełnienia wymaga także podłoga przy piecu. W odnowionym i
wyremontowanym
pokoju piec nabierze właściwego wyglądu. Ale już teraz spełnia swoją
rolę
- ogrzewa pokój. Kafle są gładkie i bardzo przyjemne w dotyku. Kto nie
miał wcześniej okazji w zimny dzień przytulić się do ciepłego pieca,
ten
nie wie, co to prawdziwa przyjemność.
|