Ogród ten odwiedziłem 19
października 2016 w chłodny, ale słoneczny jesienny poranek.
Ogród położony jest około 3 km od centrum miasta, przy ul.
Gagarina. Można dojechać do niego tramwajem nr 1, który jedzie
przez całe miasto. Za przejazd płaci się w tramwaju. Do pasażera
podchodzi kobieta z biletem i sprzedaje go za niewiarygodnie niską
cenę - 1,5 hrywny, czyli około 25 groszy.
Czasu za zwiedzanie ogrodu
miałem niewiele, tyle aby świńskim truchtem podreptać po alejkach, bez
szczególnego wnikania w szczegóły nasadzeń. W ogrodzie
tym byłem w niemiecko-ukraińskim towarzystwie. Dzięki ukraińskiemu
gospodarzowi mogłem dostać się do ogrodu. Aby do nigo wejść, trzeba
było przedrzeć się przez paskudny budynek, wcześniej znajdując w nim
pokój, w którym było możliwe otrzymanie przepustki na
wejście do ogrodu. Gdy już mieliśmy ten świstek papieru, na korytarzu
zaczepił nas jakiś gość napastliwym pytaniem "a szto wy tu
dziełajecie?". Dostał w odpowiedzi przed oczy papierek i już więcej nie
dociekał. Potężna jest moc papierka z pieczątką. Otwiera niemal każde
drzwi, a już na pewno te prowadzące z budynku bocznym wyjściem do
ogrodu. Po tych niezbędnych formalnościach broniących kolekcję roślin
przed wrogim okiem zachodniej dociekliwości można było zapuścić się
między rośliny.
Ze względu na niewielką ilość czasu trofea z tego
ogrodu były malutkie - owoce jakiegoś sumaka bez nazwy i głogu, zresztą
i
tak źle oznaczonego. Dobre i to. Będzie
pamiątka w Dębianach. Część ogrodu była w miarę zadbana, ale większość
wymagała sporego nakładu pracy, aby doprowadzić go do stanu świetności.
Najważniejsze, że rośliny spokojnie sobie rosną i czekają cierpliwie
na lepsze czasy, które mam nadzieję, że nadejdą. Znaczna
część roślin to ozdobne mutanty. Jest też trochę rzadkich
gatunków, ale nie zdążyłem ich wypatrzeć. Znajdują się one w
spisie nasion
Index Seminum,
które są oferowane innym ogrodom botanicznym na wymianę.