Latem 2015 roku zauważyłem ścięte małe drzewko na brzegu większego
stawu. Nie było tam śladów sekatora czy nożyc, ale za to wyraźne ślady
zębów. Jakiś czas później zauważyłem, że przy mniejszym stawie leży
ścięta gałąź wierzby płaczącej. Gałąź ta wyrastała z pnia nisko nad
ziemią. Nie miała jednak ogryzionej kory. Może coś wystraszyło bobra,
który porzucił swój łup. W grudniu, gdy zarośla nad stawem stały się
bardziej przejrzyste, zauważyłem od strony parku ścięte dość duże
drzewo. To już przestało mi się podobać. Szkodniki mogą mi poniszczyć
sadzone przeze mnie drzewa. Nad strumieniem to bym jeszcze je
tolerował, szczególnie, gdyby porobiły tamy i w dolinie strumienia
utworzyły jeziorka. Jak sytuacja dalej się rozwinie, pokaże czas.
Wierzba naruszona przez bobra rośnie około 20 m od domu.