Żyrandol z brązu
|
Data
modyfikacji: 29 listopada 2020
|
Na ten żyrandol zerkałem już od
wielu miesięcy. Był on w "Kopalni Skarbów" w Grajwie koło Giżycka. Cena
jego była jednak na tyle wysoka, że nie potrafiłem się zdecydować. Ale
4 listopada 2020, po obniżeniu ceny, zdecydowałem się go kupić.
Bardziej przypominał kupkę kolorowego złomu, ale ja widziałem od razu w
nim jego potencjał i urok po odnowieniu. Kilka elementów było
połamanych, ale był w miarę kompletny. Żyrandol jest w stylu Art Deco,
zrobiony około połowy XX wieku. Przywieziony został z Belgii.
Z wyrobem z brązu o takim
rozmiarze miałem do czynienia po raz pierwszy. Żyrandol ważył około 20
kg. Nie znałem zbyt dobrze właściwości tego stopu. Metal był dość
miękki, łatwo dawał się wyginać, nawet dość grube elementy. Kilka ozdób
w formie rombu było połamanych. Lutowanie cyną raczej dobrych efektów
by nie dało, cyna jest zbyt miękka. Poza tym elektryczna lutownica,
nawet dekarska, nie poradziłaby sobie z takimi dużymi elementami ze
względu na ich masę i duże przewodnicwo cieplne metalu. Nie dałoby się
lutownicą elektryczną tego rozgrzać na tyle, aby cyna go zwilżyła.
Pozostało
więc lutowanie twarde, mosiądzem lub srebrem. Potrzebny był do tego
palnik gazowy dość dużej mocy. Trochę wiórów srebrnych pozostało mi po
toczeniu srebrnych elektrod. Bez problemu można też kupić lut srebrny
lub mosiężny w otulinie z topnika. Na początek chciałem wypróbować
srebro, a jako topnik wziąłem boraks. Do tego celu kupiłem zestaw do
lutowania gazowego, wyposażony w kilka rodzajów palników i reduktor do
butli z propanem-butanem. Różnica
temperatur topnienia brązu i srebra jest niewielka i obawiałem się, czy
nie stopię tych elementów z brązu. Za lutowanie zabrałem się 14
listopada 2020. Rozłożyłem się z robotą na tarasie. Na stół położyłem
cegły szamotowe, na którch kładłem potem lutowane elementy. Na początek
wypróbowałem palnik o mniejszej mocy, ale szybko zmieniłem go na taki,
który może dawać płomień o temperaturze do 2000°C. No i chyba dawał, bo
bez trudu mogłem stopić drut z żelaza. Po trzech godzinach gimnastyki z
ogniem elementy żyrandola były polutowane. Nie byłem szczególnie dumny
z wyglądu spoin, ale jak na pierwszy raz, to i tak nie było źle.
Elementy żyrandola po wypolerowaniu gąbką ścierną nabrały nowego uroku.
Musiałem też wyklepać górną kulę, która była mocno zdeformowana. Miała
głębokie wgięcie. Prawdopodobnie coś ciężkiego spadło na żyrandol.
Wysokość żyrandola wynosi około 1 m.
|
|
Jeden
z połamanych elementów już po zlutowaniu za pomocą srebra.
|
Oprawki żarówek nie były
kompletne i stan ich też nie był zbyt dobry. Zdecydowałem się na
wymianę wszystkich oprawek. Poprzez Allegro kupiłem nowe oprawki i
osłony w kształcie świeczek. Przewody były w zadowalającym stanie i nie
było potrzeby ich wymiany. Niestety, nowych oprawek nie mogłem wkręcić
na gwintowane rurki służące do ich mocowania. Wyglądały na M10×1.
Okazało się, że gwint jest odrobinę inny i to wystarczyło na dodatkowe
kłopoty. Kolejne dni przeleciały zanim przywiozłem narzynkę M10×1.
Niestety, nic łatwo nie przychodzi. Dodatkowe godziny zajęło mi
przegwintowanie sześciu rurek z brązu. Sprawa niby banalnie prosta, ale
nie w tym przypadku. Brąz jakoś wyjątkowo źle poddawał się gwintowaniu.
Metal ciągliwy jak miedź zakleszczał się na narzynce.
Trudno było też uchwycić rurkę bez jej niszczenia, aby zrobić kilka
obrotów narzynką. Gdy wreszcie udało się przymocować oprawki, łączenie
przewodów poszło już bez niespodzianek. Kolejne pół dnia zajęło
skręcanie elementów żyrandola. Od tego momentu żyrandol zaczął naprawdę
cieszyć oko. Jest wyjątkowy pod wieloma względami. Brakowało kilku
śrubek i gwinowanych kulek osłaniających wystające śruby. Niestety,
śrubki posiadały również inny gwint, coś pośredniego między M3 i M4.
Ozdoby w kształcie rombów przykręciłem w końcu mosiężnymi śrubami M3 z
mosiężnymi nakrętkami. Poprzez Allego zamówiłem też nakrętki w
kształcie kołpaków, aby wszystkie detale żyrandola miały jak najlepszy
wygląd. Pierwotnie żyrandol posiadał też klosze, mocowane za pomocą
śrubek. Dół klosza musi mieć kołnierz, za który zahaczone są śrubki.
Otwór na kołnierz ma średnicę 57 mm. Na szczęście do tego pasowały już
zwykłe śruby M3. Wśród swoich rupieci znalazłem do tego mosiężne
śrubki. Klosze zamówiłem poprzez Allegro. Kołnierz w nich ma średnicę
55 mm, więc zmieści się do otworu.
W górnej części żyrandola jest pojedyncza oprawka na żarówkę E27.
Umieściłem tam ozdobną, filamentową żarówkę LED o wielkiej,
szklanej bańce. Aby wymienić tę żarówkę trzeba odkręcać dwa ozdobne
elementy klatki, w której jest żarówka. Żyrandol po zmontowaniu i
włączeniu zasilania robi wrażenie, co można zobaczyć na zdjęciach.
|