Sri
Lanka 2018
Notatki z podróży do Sri Lanki,
22.02.2018 - 2.03.2018
|
Ostatnie zmiany: 3 marca 2018
|
Ogród
botaniczny - inne zwierzątka ogrodowe
Oprócz małp i latających lisów
można było natknąć się też na takie od zupełnie malutkich po takie
całkiem
spore. Część z nich miała sierść albo pióra, a niektóre nie miały ani
tego ani tego. Chodziły po prostu gołe. Jednym z takich gołych
zwierzątek na pewno był skorpion, którego wypatrzyła grupka dzieci.
Szedł dnem korytka, którym płynęła woda po ulewie. Kilku chłopaków
wyciągnęło telefony komórkowe i robiło mu zdjęcia. Ja jako dorosły nie
mogłem wykazać się mniejszą odwagą od nich. Dopchałem się z aparatem do
skorpiona i zrobiłem mu z bliska portret. Błysnąłem mu lampą błyskową
po oczach i pewnie na chwilę go oślepiłem. Ale jakoś nie zrobiło to na
nim wrażenia i nie próbował na oślep wywijać swoim zadnim kolcem.
Zresztą, to skorpion miał szczęście, że narodził się w Sri Lance, wśród
buddystów, a nie w Chinach, bo wtedy jego popularność objawiła by się
nadzianiem na patyk i kąpielą w gorącym oleju. Dzień później w innym
miejscu ogrodu wypatrzyłem szczątki skorpiona, który miał mniej
szczęścia i nawet buddyjskie otoczenie nie zagwarantowało mu przeżycia.
Zresztą, kto wie, co przyczyniło się do jego zejścia z tego padołu i
rozpoczęcie kolejnej reinkarnacji. Czarnowrony i inni smakosze raczej
nie przyjmują buddyjskiego spojrzenia na świat.
Dość zastanawiające dla mnie
było to, skąd wzięły się w ogrodzie botanicznym kolce jeżozwierza. Na
razie nie wiem, czy zwierzak przyniósł je osobiście do ogrodu, czy też
zostały zawleczone przez człowieka. W każdym bądź razie kolce jakoś
znalazły się pod wielkim fikusem Benjamina, a ja je tam znalazłem. Po
powrocie do domu sprawdziłem, że na wyspie żyje jeżozwierz indyjski,
czyli kolce mogą pochodzć od miejscowego jeżozwierza.
Powszechnym widokiem na
Cejlonie są duże ilości niewielkich, białych czapli. Jest to chyba Bubulcus ibis. Są wszędzie, gdzie
był chociaż jakiś niewielki ślad wody. Zazwyczaj widywałm je na polach
ryżowych czy w pobliżu jezior, ale w ogrodzie botanicznym spotkałem
taką czaplę buszującą w śmietniku na obrzeżach ogrodu. Stadko czapli
towarzyszyło też bawołowi, który był na etacie w ogrodzie.
Gdy odwiedziłem ogród drugiego
dnia, przeżywał on najazd jakichś umundurowanych hord o wzroście nieco
niższym niż typowy dla tej okolicy. Były to dzieciątka w mundurkach,
tysiące dzieciątek. A te dzieciątka miały wilcze apetyty i torby z
tonami jedzenia. Czy mogła być lepsza okazja dla skrzydlatych
głodomorów? Na pewno nie. I czarne ptaszydła skwapliwie korzystały z
okazji uczestniczenia w ogrodowym obżarstwie. Szkoda, że nie zjadały
też papieru i plastkowych toreb. Byłoby nieco czyściej po zakończeniu
dnia. Te leniwe ptaszydła to prawdopodobnie Corvus macrorhynchos, czyli wrona
wielkodzioba.
To coś poniżej, to wygląda na
jakiś gatunek gołębia, prawopodobnie synogarlica perłoszyja (Streptopelia chinensis).
Spośród innych ptaków, które tam spotkałem i rozpoznałem to kormorany i
zimorodki.
Największym zwierzęciem, które
tam ujrzałem, był chyba jakiś bawół. A może to tylko krowa? Nie znam
się na tych zwierzątkach. Zwierzę sobie smacznie spało wymęczone
upałem, ale nie, nie mogło zaznać spokoju. Jakieś wredne czaple przy
nim cały czas krążyły i nawet je dziobały. Ogrodowy śmietnik przestał
już im wystarczać. Może chciały tylko sprawdzić czy bawół żyje, no bo
jak by nie żył, to może by dał się zjeść? Myślę, że owady na bawole to
była tylko taka czapla wymówka. Bawół rad nie rad musiał wstać i udawać
że żyje, co by nie dać się pożreć przez wredne czaple.
|