Sambata de Sus 1 sierpnia 2004. Sambata de Sus jest wioską położoną
kilanaście kilometrów od Fagaras na zachód, w stronę Sibiu. Jak wszystkie
inne, które tu są, wcale Polakowi z Rumunią by się nie skojarzyły, a raczej
z Węgrami, Austrią czy Niemcami. Bo takie są też korzenie tej architektury.
Transylwania jest dla Rumunów mniej więcej tym co Warmia, Mazury, Pomorze
i Dolny Śląsk dla Polaków. Wioski te różnią się całkowicie od tych na południe
od Karpat. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to zupełne odizolowanie podwórek
od ulicy. Ulice są niemal tunelami bez jakiegokolwiek widoku w głąb ogrodów.
Bydynki z reguły przylegają do ulicy ścianami szczytowymi, a luki między nimi
wypełnione wysokimi murami, z bramami szczelnie zamykającymi podwórko przed
wzrokiem ciekawskich. Domy są ładne, zadbane. Inną cechą charakterystyczną
są ławki przed domami, od strony ulicy. Coś takiego znam z białoruskich wiosek
na Podlasiu. W innych miejscach w Polsce coś takiego już prawie zanikło.
Po skręceniu z głównej drogi w stronę gór jechaliśmy
przez rozległe pola mając przed nami coraz to powiększający się mur gór, wznoszący
nad równiną. Mimo, że góry wydaway się być tak nisko, to jechalimy, a one
były ciągle daleko, jedynie jakby nieco rosły w górę. Potem jeszcze kolejna
wioska, duża, wyglądająca podobnie. Zaskoczony byłem rozmiarami tych wiosek.
Krajobraz wokół sprawiał wrażenie jakiegoś opuszczonego, mało drzew, wiele
nieużytków, wielkie pustkowia u podnóża gór, a tu takie wielkie i ładne wioski.
Dalej w stronę gór zauważam wielki sad po lewej stronie, tysiące, może dziesiątki
tysięcy drzewek. Olbrzymi obszar. Są to jabłonki, ale wyglądające bardzo
źle, częściowo pousychane, bez śladów owoców. Jak się dowiaduję, sad sadzony
za czasow Causescu. Złe miejsce zostało wybrane na ten sad. Nieodpowiedni
klimat, ziemia i ludzką pracę diabli wzięli.
Jeszcze kilka kilometrów i dojechaliśmy do celu naszej podróży - Manastirea Brancoveanu. Jest to ładnie odnowiony monastyr leżący u wylotu jednej z dolin prowadzących w głąb gór Fogarskich. |