Odoheiu Secuiesc
Zatrzymujemy się w centrum niewielkiego miasteczka położonego w kotlinie.
Tuż obok jest główny plac miasteczka, a na nim pomnik z tablicami,
na których wypisane są nazwiska żołnierzy z tej miejscowości, którzy
zginęli podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Miasteczko jest schludne,
zadbane. Robimy przechadzkę po centrum, potem wspinamy się po wysokich schodach
prowadzących do kościoła na górce. Wszędzie węgierskie napisy. Spod
kościoła ładny widok na miasto i dachy domów.
Mamy ochotę na lody. W lodziarni Andrei ma trudności z dogadaniem się po
rumuńsku. Sprzedawczyni zna tylko język węgierski. Podobno nawet w urzędach
i sądach wszystko dzieje się po węgiersku.
Mamy ochotę na kupno jakichś pamiątek. W sklepie
z takimi rzeczami jest sporo rzeczy sprowadzanych z Dalekiego Wschodu, takich
które można kupić w całej Europie. Jednak trafiam na regały z porcelaną,
rumuńską. No i z wytrzeszczonymi gałami i rozdziawioną gębą myszkuję po pólkach.
Nie mogę się zdecydować. Przepiękne rzeczy z wręcz misternie utkanej porcelany,
ażurowej, a do tego nieprawdopodobnie tanie. Moją uwagę przykuwają naczynia
w kolorze ciemnoniebieskim, ze złoceniami. Niedrogie. Tylko jest jeden problem
- nie będę w stanie zabrać tego samolotem. I tak mam już mnóstwo rupieci
do zabrania, a do tego tak kruche przedmioty. Z wielkim żalem decyduję się
tylko na figurki porcelanowe z Turdy. Wsadzę je do wcześniej kupionego drewnianego,
starego pojemnika.
Olsztyn, 8.09.2004
|