Maldaresti
Poszukiwanie noclegu
24 lipca 2004, niedziela. Trzeba znaleźć jakiś nocleg. Póki co
z noclegami w Rumunii nie jest jeszcze łatwo. Gdy dojeżdżaliśmy do miasteczka
Horezu, to przy jednym ze skrzyżowań zobaczyliśmy, że przy jakimś muzeum,
4 kilometry dalej można znaleźć nocleg. Pojechaliśmy. Wioskę znaleźliśmy,
ale żadnych śladów jakiegokolwiek hotelu. Muzeum odnaleźliśmy, własciwie
kompleks budynków na dość sporym obszarze. Brama wjazdowa na teren
muzeum oczywiście była, tylko jakoś dziwnie zarośnięty teren trawą, jakby
nigdy tam nikt nie wchodził. Zamknięte na kłódkę. Za to przed bramą
dużo samochodów, dużych i małych, z różnym sprzętem. Trochę
ludzi w ludowych strojach. Jakaś telewizja czy film. Coś za bramą po przeciwnej
stronie drogi działo się - śpiewy, okrzyki, tańce. Coś było filmowane. Tylko
po co, nie wiem. Może jakaś reklama. Nic nie mogliśmy sie dowiedzieć na temat
pokojów.
Znalezisko
Postanowiliśmy się przejść i dotarliśmy nad rzekę. Typowa górska
rzeka, niezbyt wielka, ale też nie strumyk. Na kamieniach w wodzie wypatrzyłem
znalezisko - starą szpachelkę, robioną domowym sposobem - trzonek z kawała
sękatego drewna i ostrze z dość twardej i sprężystej stali, nieco zardzewiałej.
A jako że jestem rupieciarz, to ucieszyłem się ze znaleziska. Nie potrafię
ocenić, czy przedmiot ma dwadzieścia, czy sto lat. Ale mi się podoba i
będzie uzupełnieniem kolekcji dawnych narzędzi. Ale chyba dwadzieścia lat
temu nikt już nie bawił się w robienie szpachelek. Zresztą nieważne. Grunt,
że jestem zadowolony. Po zakonserwowaniu będzie to ciekawy okaz.
Nocleg
Pytani o nocleg ludzie koszący trawę na cmetarzu powiedzieli, że przy muzeum
są pokoje gościnne, że trzeba wejść w inną bramę. No i odnaleźliśmy tę drugą
bramę, przy innym płocie. Za bramą otwierał się widok na wielki ogród,
dalej sad, a w oddali góry. Po przeciwnych stronach ogrodu stały parterowe
bydynki, z podcieniami, parterowe. Ogród był pełen kwiatów,
a dominowały w nim wielkie kępy intensywnie żółtych rudbekii. Były
tam też inne kwiaty, mnóstwo kwiatów, ładnie utrzymane rabaty,
utwardzone cieżki, koszona trawa. Drzewka owocowe - na pewno powyżej stu
były nieco dalej, równiutko posadzone, bielone pnie. Trochę drzew
ozdobnych, modrzewie, brzoza, jawory, wiata, pośrodku której jest obudowana
drewnem studnia. W niektórych miejscach metrowej wysokości ozdobne
kolumny z jakiegoś starego budynku, na kolumnach skrzynki z kwiatami. Majdanem
tym zarządzał około 50-letni mężczyzna, który zaprowadził nas do
budynku położonego w głębi ogrodu, ścieżkami pośród kwiatów.
Pokoik był niewielki, z dwoma łóżkami, piecem kaflowym, wejście bezpośrednio
z tarasu wychodzącego na ogród. Łącznie chyba sześć takich pokoi było
w budynku. Ogród z sadem miał pewnie pół hektara, o ile nie
więcej. Po wrzuceniu naszych gratów do pokoju polazłem jeszcze do ogrodu,
usadowiłem się na ławce, przy stoliku pod brzozą chłonąłem ten nastrój
spokoju i ciszy. Trwało to i trwało. Aż do nocy. Pokoje się zapełniły, a potem
zaczęło się życie nocne i mimo prób spania nie najlepiej mi to szło.
Sąsiedzi mieli jakąś balangę i długo hałasowali pod oknem. Ale za to z rana
znów był błogi spokój. Do naszego wyjazdu około godziny jedenastej
jeszcze nie wstali.
Complexul
Muzeal Maldaresti
Muzeum to obejmuje dawny majtek ziemski,
zachowany w doskonałym stanie. Dwa budynki są dawnymi wieżmi obronnymi (Cula
Duca i Cula Greceanu), mającymi swoje początki w XVI wieku, a trzeci budynek
jest domem mieszkalnym z początku XIX wieku (Casa Duca). Właścielem tego
majątku był I.Gh. Duca, zamordowany w czasie wojny przez bojówki komunistyczne,
które tworzyły antyfaszystowski ruch oporu na tych ziemiach. Muzeum
jest poświęcone imieniu I.Gh. Duca, który był ważną osobistością w
życiu politycznym Rumunii, ministrem, parlamentarzystą i ważnym członkiem
Narodowej Partii Liberalnej. Teren muzeum obejmuje trzy ogrodzone obszary
- główny dotyczący muzeum, na którym są położone budynki Cula
Duca i Casa Duca, drugi obszar to wspomniany wcześniej ogród i sad,
a trzeci poprzeciwnej stronie drogi, za kamiennym ogrodzeniem, z budynkiem
Cula Gregorianu.
To tyle suchych informacji. A teraz nieco moich osobistych wrażeń. Muzeum
miało być otwarte od godziny 10 rano. Trzeba było więc nieco zaczekać.
Na teren muzeum mogłem wejść z ogrodu, bo bramka między nimi była otwarta.
Najpierw zainteresowała mnie sama furtka. Przyglądałem się szczegółom,
jak był zrobiona. Zazwyczaj człowiek nie zwraca na takie drobiazgi uwagi,
ale odkąd mam stary dom do odnowienia, to zacząłem dostrzegać wszelkie szczegóły.
Jak zwykle w Rumunii - od razu rzuciła mi się w oczy piękna stolarska i
ciesielska robota. Kolejne szczegóły - kute klamki, szyldy i zawiasy.
Na ozdobne detale kowal nie żałował swojej pracy. Aż zazdrość mnie brała,
że tu są takie ładne rzeczy. Przyglądałem się też szczegółom konstrukcji
krytego daszkiem gontu nad bramką. Poranek był słoneczny i przyjemny, pogoda
nieco rozleniwiała, spędziłem więc siedząc na kamieniach przy bramce sporo
czasu. Posnułem się też po podwórku między domami Cula Duca i Casa
Duca. Na tarasie Casa Duna wystawione były trzy stare meble - wielka komoda
i dwa regały. No i znów mnie zazdrość zżerała. Ogrom pracy włożony
w zdobienia tych mebli wzbudzał mój podziw. A obok krzaki winogron
wspinające się na ścianę budynku, z mnóstwem jeszcze zielonych kiści
owoców. Teren otoczony kamiennym murem z wapiennymi spoinami. Za murem
widoki na góry. A do tego stada hałasujących wróbli. Nastrój
zupełnie sielski. Zielone podwórko, rzędy kolorowych kwiatów,
kamienna ścieżka, stare drzewa przy murze, głównie daglezje, ale
chyba też cyprysiki, na barierkach tarasów wiele doniczek z kwitnącymi
kwiatami. W niektórych miejscach stare kamienie młyńskie w charakterze
utwardzenia ścieżek.
Po dziesiątej pojawił się chyba kierownik tego interesu. Poprzedniego
dnia wieczorem i rano widywałem go w części ogrodowej. W którymś
z pokojów prawdopodobnie mieszkał. Najpierw został otwarty budynek
wieży obronnej - Cula Duca. Naprzeciw drzwi wejściowych zejście od razu
do części przyziemnej - chłodne i wilgotne. Bardzo grube belki stropowe,
filary drewniane. I od razu moja myśl - jak to jest zabezpieczone przed
wilgocią? Na prawo drewniane schody na górę, ładnie utrzymane. Przy
drzwiach wejściowych szczeliny w murze - otwory strzelnicze. W pokojach
na pierwszym i drugim piętrze czyściutko, drewniane, zawoskowane podłogi,
na ścianach kolekcja ikon. Nad tym wszystkim zwisające u stropów
piekne, wykonane przez kowala żyrandole. No i to co mnie najbardziej zainteresowało
- piece. Takich jeszcze wcześniej nie widziałem. Wszystkie po kole zostały
sfotografowane. Piece te składały się z głównej, centralnie położonej
części z paleniskiem, a po bokach kolumny, dwie lub cztery, w zależności
od pieca. Kolumny te były ceramiczne i przez nie także przepływało gorące
powietrze z paleniska. Przy takiej konstrukcji kolumny szybko się nagrzewały
dając ciepło od razu po rozpaleniu w piecu, a centralna cześć, bardziej masywna,
wolniej się nagrzewała, ale za to akumulowała ciepło. Grunt to pomysłowość
- efekt palenia w piecu szybki, ale też i długotrwały Piece były malowane
na biało, chyba jakąś kredową farbą, a może już teraz emulsyjną farbą, bo
nie brudziły rąk. Niektóre z pieców miały drzwiczki chyba
z brązu. Przewodnik nasz zwracał na to szczególną uwagę. No i jeszcze
kolejna rzecz, która wpadła mi w oko, to sztukaterie. Delitatne,
robione bez przesady, ale zdobiące pomieszczenia. W pokojach stare, ładne
meble. No a z tarasu na górze widok na podwórko i okolicę,
a nieco dalej na góry. Ładny.
Kolejny zwiedzany z przewodnikiem budynek to Casa Duca - dom mieszkalny.
Znów chodziłem z rozdziawioną gębą podziwiając wyposażenie domu
w którym mieszkał Duca, przedmioty, których używał na codzień.
I znów kolejne piece były fotografowane. Wszystko jednak działo się
zbyt szybko. Nie nadążałem z rejestracją wzrokową wszystkiego, choćby na
króciutką chwilkę. Mimo to starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
Jeden z pieców miał odmienną konstrukcję od wszystkich innych. Przylegał
do ściany i frontową część miał zrobioną z glazurowanych kafli, malowanych
w niebieskie wzory. W pokoju wielki, pięknie zdobiony kredens. Znów
rzut oka na podłogi zobione z dębowych wąskich desek, bez szczelin między
nimi, równo wyszlifowane i wypastowane.
Cula Greceanu - wieża obronna z dobudowanymi dodatkowymi pomieszczeniami,
dach kryty gontem. To przy tym domu poprzedniego dnia odbywały się tańce
i swawole przed kamerami, może nawet inscenicacja obrony domu. Trawa wygnieciona
wokół. Przy wejściu do domu od razu moją uwagę zwróciło kowalskiej
roboty zamknięcie drzwi, z zasuwą. Nasz przewodnik zwrócił jeszcze
uwagę na kratę przy okienku piwnicznym - wyrzeźbiona z piaskowca. W środku
domu wszystko jak w stylu tych poprzednich. Znów piece zostały obfotografowane
ze względu na ich unikalny styl. Na ścianach freski. Znów oko nie
nadążało z rejestrcją wielu szczegółów - meble, obrazy, freski,
żyrandole, tkaniny, klamki, zastawy stołowe. I jeszcze zobaczyłem trochę
ceramiki na ścianie, w ceglastym kolorze, z typowym sposobem zdobienia w
tamtym rejonie.
Cerkiew
Blisko miejsca, gdzie nocowaliśmy, w kierunku rzeki stoi stara cerkiew,
z jedną wieżyczką. Wokół niej wysoka, dawno nie koszona trawa. Wśród
trawy jakieś krzyże, chyba groby, a kilkanaście metrów od cerkwi drewaniana,
nieco podupadająca już dzwonnica. A jako że jestem ciekawski i wszędzie wsadzę
swój nos, to polazłem tam i wszedłem po schodkach na górę, na
wysokość pierwszego piętra. Wieżyczka przypominała bardziej platformę widokową
przykrytą dachem. U stropu wisiał kilkudziesięciocentymetrowej średnicy
dzwon z brązu, a niżej to co już wcześniej widziałem w jednym z monastyrów
- wiszący kawał żelaznej płyty, nieco wyprofilowany, spełniający rolę gongu.
Tę samą rolę spełniała też poziomo wisząca deska po przeciwnej stronie wieży.
Stały tam rownież jakieś meble, znękane upływem czasu, wyniesione chyba
z cerkwi z powodu ich już nienajlepszego wyglądu, ale mimo to ładne, ciekawie
zdobione. Na jednym z mebli leżało kilka drewnianych młotków służacych
do uderzania w gongi. Niektóre przypominały tłuczki do mięsa, ale
były też takie zrobione z kawałka grubszej gałęzi, gdzie rączka była z cieńszej
gałęzi wyrastającej z głównej pod kątem prostym. Cerkiew nie była
już chyba użytkowana. Po bokach drzwi wejściowych, na ścianach typowe
malowidła, wyobrażające niebo po lewej stronie i piekło po prawej.
|
|
|
Bukareszt, 29.07.2004
|