Horezu

Będą tu jeszcze zdjęcia

25 lipca 2004. Miasteczko i region znane jest z ceramiki w dość specyficzny sposób zdobionej. Jest to terakota, w ciepłych ceglastych barwach, pokrywana kolorowym szkliwem o fantazyjnych wzorach. Przy głównej drodze wiodacej przez miasteczko jest kilka kramów oferujących tę ceramikę. Jest trochę wyrobów użytkowych, sporo do ozdobienia pomieszczeń i wiele drobiazgu do niczego nie potrzebnego, a tylko aby była jakaś pamiątka. Pośród tych kramów trafiłem na sklep, przed którym wystawione były też stare rzeczy, głównie dzbany. Z karteczek przyczepionych do tych dzbanów wynikało, że są to wyroby z lat 20-tych i 30-tych XX wieku, czyli juz mniej więcej 80-letnie, produkowane w miejscowych wytwórniach. Ceny były porównywalne z wyrobami nowymi. Bardzo uważnie je obejrzałem i nie wyglądało na to, aby były to nowe rzeczy, tylko podrabiane na stare. A poza tym, aby tak podrobić, to trzeba by się bardzo napracować i wtedy musiałyby kosztować dużo więcej. Łakomym wzrokiem patrzyłem na te starocie, ale niestety, możliwości moje przewiezienia tego do Olsztyna były bardzo skromne. Dzbany były duże i delikatne. Nie przetrwały by przerzucania torby przez obsługę na lotnisku. W końu jednak skusiłem sie na jeden dzban, stosunkowo nieduży, cały, ze śladami wieloletniego użytkowania. W środku na ściankach osad kamienia z wody, która była w nim przechowywana. Kosztował 90 tysięcy lei, czyli około 10 złotych. Sprzedawczyni zobaczyła, że jestem zainteresowany starociami, zaprowadziła mnie do innego pomieszczenia, z drugiej strony budynku. Tam różnych staroci było znacznie wiecej. No i miałem trudny wybór. Miałem za co kupować, dużo rzeczy mi się podobało, tylko co z tym potem robić? Musiałem tak wybierać, aby z rozmiarem torby mi się nie gryzło. Wybrałem jeszcze pojemnik z drewnianych klepek, jak beczułka, tylko o owalnym kształcie, wysokości 23 centymetry. Przykrywka tej beczyłki jest jednocześnie deską do krojenia. Pojemnik ten służył do przechowywania sera lub innych produktów spożywczych. Cena 250 tysęcy lei. Wygrzebałem też drewnianą łopatkę, którą można przesypywać sypkie produkty, wykorzystywana np. w sklepie (50 tysięcy lei). Inna ciekawa rzecz - nożyczki zrobione przez kowala, prawdopodobnie około 150-letnie. Nawet jeszcze ostre, przecinają papier. Wydatek 150 tysięcy lei. No i do kompletu jeszcze dokupiłem krowi dzwonek - 90 tysięcy lei.

dzban pojemnik lopatka

nozyczki pieklo

Z Horezu pojechaliśmy dalej, zwiedzać monastyry i jaskinie, ale jeszcze w drodze powrotnej odwiedziliśmy w Horezu monastyr, wpisany na listę UNESCO szczególnie cennych zabytków. Czułem już przesyt monastyrami. Szło sie do niego pod górę, aleją wśród drzew. Po drodze podziwiałem wielkie wrota obite żelaznymi paskami blachy. W środku układ podobny jak w innych monastyrach - na środku cerkiew, dookoła piętrowe zabudowania z krużgankami. Przyglądałem sie malowidłom na ścianie po obu stronach drzwi wejściowych. Tu było klasycznie - po lewej wyobrażenie nieba, po prawej piekła. W części piekielnej zrobiłem jedno zdjęcie, jak na umierającego czyhają już różne potwory. Na odgłos migawki wyszła z cerkwi zakonnica i zaczęła marudzić, że nie można robić zdjęć. W środku była rzeczywiście kartka, że nie można. Więcej nie robiłem. Obejrzałem jeszcze wnętrze cerkwi no i na ten dzień wystarczyło już zwiedzania. Czekał nas jeszcze powrót do Bukaresztu, około 200 kilometrów.

Fagaras, 1 sierpnia 2004