Brasov 31 lipca 2004 Miasto to zasługuje na długą wizytę. Centrum jest średniowieczne, wielkie i przez lata swej historii, nawet komuny szczególnie nie ucierpiało. Jest co w nim oglądać. Jest położone w głębokiej dolinie, otoczone wysokimi zboczami. Wiele urokliwych uliczek, w większości z niewielkimi domami, nie przytłaczającymi swoim ogromem, jak w innych miastach. Miasto jest zadbane, czyste. Rynek w centum starówki jest wielki, dookoła ładne kamienice, niewysokie. Wiele z nich ładnie odnowionych, niektóre właśnie w remoncie. Na to miasto trzeba mieć dużo czasu. W czasie króciutkiej wizyty nie sposób poczuć jego uroku. Najlepiej poza sezonem, na dłużej, poczuć jego nastrój snując się o świcie pustymi uliczkami, patrzeć jak ludzie otwierają sklepy, sprzątają ulice. sezonie jest tłoczno i mnóstwo ludzi pędzi po ulicach z aparatami, opstrykuje wszystko niezależnie od tego, czy się rusza czy stoi od setek lat nieruchomo. Odwiedziliśmy stary średniowieczny kościół w pobliżu rynku. Za wstęp do kościoła trzeba zapłacić. Wszędzie napisy po niemiecku. Kościół jest wielki. Drewniana podłoga, miejscami skrzypiąca, wydająca dudniący odgłos, gdy się po niej chodzi. Po bokach, przy bocznych nawach rzędy ławek dla zamożnych, z nazwiskami. Właściwie to nie ławki, a połączone ze sobą rzędy wygodnych foteli, oddzielonych ściankami jeden od drugiego. Jak widać, bogaci nawet w kolejce do Boga są uprzywilejowani. A ten czas, który już trzeba spędzić w kościele, to najlepiej w jak najbardziej komfortowych warunkach. Wizyta w mieście krótka. Zostawiam je sobie na deser, na jakiś inny wyjazd, gdy będę mógł sam godzinami snuć się po nim i poczuć jego urok nie zmącony tłumami turystów ani ograniczonym czasem. Fagaras, 4 sierpnia 2004 |