Rysiek i sowa
Po przyjeździe do Dębian, 1 maja 2008 roku, jak zwykle zrobiłem obchód
po ogrodzie. Zaczął zapadać już zmierzch. W obchodzie towarzyszył mi
kot Ryszard. Gdy byłem w pobliżu stawu, Rysiek wdrapał się na pień po
starej, wielkiej topoli i siedział obserwując mnie. Od strony stawu i
spichlerza, lotem nurkującego bombowca, nadleciał puszczyk, potrącił
siedzącego na pieńku Ryśka i poleciał dalej. Po raz pierwszy zobaczyłem
takie wydarzenie. Kot wystraszył się i potem chodził już tylko
bezpośrednio przy mojej nodze. Sprawdzio się moje ostrzeżenie. Czasem
do Ryśka mówiłem, aby nie włóczył się nocami po Dębianach, bo go sowy
zeżrą.
Nie chciał mi wierzyć, aż w końcu przekonał się, że to nie były żarty.
Być może puszczyk zaatakował go ze względu na młode puszczyki, które
było słychać w pobliżu.