Drakula w pajęczynie


Data modyfikacji: 18 sierpnia 2006

Dwór w Dębianach można od dzisiaj określić jako dom nawiedzony. Nawiedzany był pewnie już wiele razy, ale tak bardziej dyskretnie. Tym razem upiór przyjął formę nietoperza. Dość często nietoperze już fruwały po tym domu, nie tylko po piwnicy i po strychu, ale też odwiedzały pokoje. Jak dotąd zachowanie nietoperzy było typowe, a tym razem to coś co podszywało się pod nietoperza, postępowało dość dziwnie. Stworzenie to wleciało wieczorem do salonu i już tego salonu nie zamierzało opuszczać. Otwarte drzwi do innych pokoi i na podwórko wcale go nie interesowały. Latało tylko po salonie, który na razie spełnia rolę warsztatu stolarskiego i zdobiony jest głównie firankami pajęczyn.

W rozszyfrowaniu, z kim mamy do czynienia pomogła książka czytana od kilku dni przez Kamilę, której autorem jest Bram Stoker, a nosi ona tytuł "Drakula". Właśnie na jej podstawie zostało nakręconych wiele wersji filmu o Drakuli. Książka jest jednak znacznie bogatsza w szczegóły dotyczące wiadomej postaci z Transylwanii. Tutejszy Drakula jest niestety bardzo mały, co znacznie utrudnia mu żywienie się ludzką krwią. W zasięgu jego zębisków pozostały już tylko muchy i pająki. Co do tych pająków, to nie jestem pewien, jak naprawdę jest. Faktem jest to, że Drakula latał po salonie i co chwila odwiedzał sieci pajęcze tak, że aż było słychać odgłos pękających nitek. Czy zachowywał się jak pasożyt i wybierał z nich mumie much, czy był drapieżnikiem i dobierał się do pająków? Ale nie docenił rozmiaru dębiańskich pająków i wytrzymałości ich sieci. W jednej z sieci w końcu zawisł i przez dłuższą chwilę nie ruszał się, leżąc w niej niczym w hamaku. Pająki toleruję w swoim domu, ale żeby zżarły jakiegoś kręgowca - do tego już nie mogłem dopuścić. Biologicznie pokrewieństwo z Drakulą czy nawet nietoperzem było bliższe niż z pająkiem i moje poczucie solidarności z futrzastym stworzeniem skłoniło mnie do wyjęcia go z sieci. Poodplątywałem z niego zakurzone, skotłowane sieci, sfotografowałem i puściłem. Ten jakby wcale niczego się nie nauczył i swój proceder zdobywania pożywienia nadal kontynuował. Z drugiej strony, pooczyszczał mi nieco pokój z pajęczyn. Chwilami przypominał miniaturowego pterodaktyla, ciągnące się za nim czarne sznury pajęczyn wyglądały niczym ogon latającego gada. Czy to napełniony już łatwym łupem brzuch, czy też zmęczenie spowodowało, że znalazł dla siebie jakąś szczelinę za stojącymi przy ścianie wielkimi drzwiami i tam zaległ chowając się przed naszym wzrokiem. Daliśmy już mu spokój i poszliśmy do drugiego pokoju.

Domownicy położyli się już do łóżek. Drakula jednak chyba poczuł się nienasycony, bo zaczął ponownie latać, ale tym razem również po innych pokojach. W końcu to co zżarł z pajęczyn, to można potraktować tylko jako deser. A jako główne danie musi być hemoglobina, do tego ludzka. Inne są jakoś mało wartościowe, poza tym pewnie też nieapetyczne. To tak jak dla białego człowieka jeść świnię albo psa. I to i to zaspokoi głód, ale sama czynność jedzenia może nieść zgoła odmienne wrażenia. Wracajmy jednak do tematu. Latało sobie to stworzenie, coraz niżej i niżej, mające już wprawę we wplątywaniu się w to i owo, wywołując co chwilę u próbujących zasypiać ludzi jęki obawy o swoją duszę i nie tylko o duszę. W końcu Kamila odchylila zasłonę w drzwiach do salonu i zwróciła się do latającego nietoperza słowami "panie hrabio, tędy proszę", wskazując mu ręką drogę. Nietoperz z gracją przeleciał koło Kamili i znikł w mrokach wielkiego salonu. Kurtyna za nim opadła i domownicy nareszcie odetchnęli z ulgą, mogli spokojnie usnąć bez obawy popadnięcia w nagłą anemię.