Dwa ptaszki w jednej dziurze
|
Data
modyfikacji: 31 maja 2004 |
Moja koleżanka czasem
powiadała, że
każdy ma skojarzenia na miarę własnej rozpusty. A jakie są twoje
skojarzenia? Czy słuszne, to zaraz się okaże i okaże się też jaki jest
poziom twojej rozpusty.
Rzecz dotyczy szpaka i kowalika
włażących do jednej dziury. Dziupla ta
znajduje się w 300-letniej lipie, wpisanej do rejestru pomników
przyrody. Już w ubiegłym roku wczesną wiosną zaobserwowałem, że do
jednej dziury w drzewie zaglądał kowalik, ale też zaraz wyłaził z niej
szpak, to znów za jakiś czas właził tam cały kowalik. Nie miałem wtedy
czasu na dokładniejszą obserwację. Sądziłem, że jest tam tylko
przepychanka, kto kogo wygryzie z dziury i kto złoży w niej
jaja.
Zobaczyłem, że do tej dziupli
właziły na zmianę szpaki i kowaliki. Tej
wiosny spędziłem trochę więcej czasu na obserwowaniu dziury w lipie.
Gdy
szpak siedział na gałęzi obok, to na widok kowalika pchającego się do
dziury
strasznie się pieklił, to samo było z kowalikiem na widok szpaka. Szpak
często
siedział na gałęzi przy dziurze i wyśpiewywał różne dziwne melodie.
Któregoś
razu od strony ogrodzenia dochodził do mnie odgłos gdaczącej kury,
charakterystyczny, gdy kura obwieszcza całemu światu, że właśnie w
wielkich męczarniach zniosła taaaaakie wielkie jajo. Gdy jednak robiłem
coś przy ogrodzeniu, usłyszałem to samo gdakanie, ale od strony domu i
jakoś tak z góry, z miejsca, gdzie na gałęzi przy dziurze siedział
szpak. Nie dość, że często naśladował pokrzykiwanie myszołowa, to
jeszcze ta kura. Zwykły oszust. I nie dziwię się kowalikom, że
wściekały się z powodu takiego towarzystwa. Nie dość, że u progu
słychać kury, to jeszcze jakieś drapieżne ptaki.
No ale potomstwo wychowywać
trzeba niezależnie od sąsiedztwa. Niełatwe
życie
miały te ptaki. Jeżeli w tym samym czasie wykluły się pisklęta w obu
gniazdach,
to musiało być straszne. Przylatuje ptak z jakimś robalem, a tu dwie
kupy
rozwartych paszcz, których i szuflą by nie napełnił. Gdy byłem tydzień
później,
to szpaków już nie zaobserwowałem, a jedynie kowaliki. Mogłem
bezbłędnie
wyczuć, kiedy jakiś dorosły ptak jest w gnieździe, bo dochodził stamtąd
jazgot
rozwrzeszczanych, domagających się żarcia bachorów. Za chwilkę w
dziupli
ukazywało się oblicze steranego życiem rodzica, odlatującego dalej
szukać
żarcia nienasyconym maluchom. Gdyby Święty Franciszek z Asyżu
przyglądał
się takim kowalikom, to by nie powiedział słynnego zdania o ptakach, co
nie
sieją i nie orzą, a Pan im daje. Ileż one muszą się napracować, aby
przeżyć
i wychować młode. A ile z nich dożywa wieku dorosłego i wychowuje
kolejne
pokolenie? Nieliczne, tylko tyle, aby gatunek nie zginął, czyli
statystycznie
dwoje od jednej pary.
|