DOMOWE KLIMATY
Wszystko, co dotyczy domu


Data modyfikacji: 11 czerwca 2020

Wylęgarnia kotów

Pani Kitler i Mała Misia

Pani Kitler jest dwuletnią, łaciatą, biało-burą, płochliwą i delikatną koteczką. Urodziła dwa łaciate kociaki i zaakceptowała na gniazdo karton postawiony w kącie pokoju. Zaraz po niej Mała Misia urodziła pięć kociaków i dostała karton w drugim kącie pokoju, na starym kufrze. Jednak kotce chyba niezbyt odpowiadało to miejsce, bo zaczęła przenosić swoje dzieciątka do gniazda Pani Kitler. Nic nie pomogło przenoszenie ich z powrotem na stare miejsce. Ostacznie i nieodwołalnie przeprowadziła się do Pani Kitler i musiałem znaleźć im odpowiednio duży karton, aby zmieściły się w nim dwie kotki i siedem maluchów. No i obie wychowywały wspólnie swoje dzieciątka bez rozróżniania, która jest matką którego malucha. Kociaki miały dwie karmicielki i wyrosły na urocze urwisy.






Pusia

Piekna, długowłosa kotka, która przybłąkała się do mnie jesienią 2019 roku. Była cały czas nieufna i trzymała się na dystans. Podczas remontu dachu urodziła pięć maluszków i przygotowałem dla niej duży karton na korytarzu. Niestety, dwa maluszki zadusiły się w jakimchś zakamarkach kartonu. Po korytarzu chodzili robotnicy remontujący dach i  kotka była zaniepokojona. Po dwóch dniach wyniosła gdzieś swoje dzieciątka, chyba poza dom. Dopiero jesienią je przyprowadziła. Maluszki były dzikie, ale udało mi się je szybko oswoić. Kotka rozchorowała się. Miała jakiś stan zapalny macicy. Dostała zastrzyki u weterynarza, wieczór przesiedziała w domu, nocą gdzieś poszła i już nie wróciła. Czekałem na nią z jeszcze jednym zastrzykiem, ale już się nie doczekałem. Kotka była mocno osłabiona i możliwe, że padła ofiarą jakiegoś psa lub drapieżnika.



Skrzypka

Koteczka przysporzyła sobie i mi sporo kłopotów w ostatnim czasie. Ma wyjątkowe umaszczenie, jest szylkretowa, z pyszczkiem w kształcie szachownicy. Urodziła się w marcu 2019 roku. Kilka tygodni temu wróciła z uszkodzonym ogonem, chyba ugryzionym, może przez psa. Ogon w środkowej części był opuchnięty i zupełnie bezwładny. Po jakimś czasie zobaczyłem, że pod futerkiem widać ranę. Po wizycie u weterynarza i wycięciu włosów z futerka okazało się, że ta rana jest bardzo głęboka i widać kości. Początkowa część ogona zaczęła odzyskiwać sprawność, ale poniżej rany ogonek zaczął zasychać. Okazało się, że wisiał już tylko na skórze. Wetrerynarz jedynie zdezynfekował i poradził aby zaczekać, aż kotka urodzi, bo była już w zaawansowanej ciąży. Podanie znieczulenia do przeprowadzenia amputacji mogłoby zaszkodzić maluszkom. Próbowałem kotce zawijać ogonek bandażem i dezynfekować. Snuła się cały czas po domu i pojękiwała. Pewnego dnia zeskoczyła z oparcia wersalki i w tym momencie pożegnała się z ogonkiem, najwyraźniej już bez żadnego żalu. Zasuszona część ogonka razem z bandażem po prostu odpadła. Pozostała odkryta rana. Łatwiejsza już była denzynfekcja tego kikuta. Martwiłem się o tę odkrytą ranę, ale zadziwiająco szybko wszystko przyschło i kotka zupełnie przestała marudzić. Najwyraźniej zaczynała już szukać jakiegoś miejsca na gniazdo. Przygotowałem dla niej karton z kocykiem w odosobnionych dwóch pokojach i zaaresztowałem ją tam, aby miała spokój i inne koty jej nie przeszkadzały. Najbardziej jej spodobało się miejsce w koszyku wiklinowym ustawionym we wnętrzu eklektycznej szafy. Bardzo chętnie tam wchodziła i spała. Tuż po północy, w niedzielę 7 czerwca 2020, kotka urodziła w koszyku pierwszego maluszka. Zamieniłem jej koszyk na bardziej przestronny karton i tam o godzinie 1:50 był już komplet czterech maluszków. Kotka ma własny apartament i osobistą straż przyboczną, bo przeniosłem się ze spaniem do tamtego pokoju. Gdy tylko podchodzę do szafy, to od razu w jej wnętrzu zaczyna się mruczenie. Szafa jest opróżniona z gratów, które tam były. Pokój z powodu remontu dachu jest nieco zawilgocony, ale ciepłe dni i szeroko otwarte okna wkrótce umożliwią całkowite wyschnięcie ścian i sufitu.









Jedno dzieciątko Skrzypki po kilku dniach znalazłem martwe. Dwa rudzielce znalazły swoje miejsce na wsi pod Lidzbarkiem Warmińskim. Jakiś czas w domu miałem jeszcze koteczkę podobną do mamuśki. Kotka miała chore serce. Prawdopodobnie zastawki się nie domykały. Jej serduszko zawsze bardzo mocno i szybko biło. Przykładając ucho wyraźnie było słychać szum krwi. Kotka bardzo szybko się męczyła. Znalazła swoje miejsce w Ełku w bloku. Tam była bezpieczna. Na wolności miałaby niewielkie szanse na ucieczkę przed zagrożeniem.