Tajlandia 2010
24 kwietnia - 1 maja 2010

Data modyfikacji: 11 maja 2010

Cel podróży

Tym razem był to wyjazd w czysto naukowych celach, bez dodatkowych planów turystycznych. Jednak kraj jest na tyle dla nas egzotyczny, że nawet przebywanie tylko w hotelu i żywienie się tamtejszym jedzeniem było okazją do doznania wielu nowych wrażeń. Celem był udział w konferencji naukowej XVI Interational Conference on Flow Injection Analysis, Pattaya, Thailand, 25-30 April, 2010. Na konferencji prezentowaliśmy dwa plakaty:



 
S. Kalinowski, S. Koronkiewicz, Application of capacitometric detection in the flow analysis.


S Koronkiewicz, S. Kalinowski, Evaluation of the total antioxidant capacity by using multicommutation flow system with chemiluminescence detection.

Przygotowania do podróży

     Prawie wszystkie formalności związane z wyjazdem pozałatwiałem chyba ze 3 miesiące wcześniej - zgłoszenie uczestnictwa, wniosek o wyjazd, wykupienie biletu. Na koniec zostawiłem tylko przygotowanie posteru, który na dwa dni przed wyjazdem miałem już wydrukowany. Pewnien niepokój wzbudzał jedynie islandzki wulkan, który tydzień przed planowanym wyjazdem tak dymił, że zamknięta była przestrzeń powietrzna nad Europą. W sobotę mieliśmy planowany wylot, a dopiero w środę zaczęły latać samoloty.
     Gdy już było wiadomo, że jednak polecimy, trzeba było jeszcze zgłosić się do biura po pieniądze na podróż. Był to już czwartek. No i siedzimy sobie w biurze współpracy z zagranicą, zadowoleni, że pojutrze już będziemy w drodze, luźna rozmowa o wulkanie i różnych innych sprawach i nagle myśl "WIZA". Włos mi na głowie się zjeżył, przez ciało przeszła fala gorąca. Kiedyś, dawno temu, poczułem się podobnie, gdy kiedyś nad jeziorem, na rybach, spałem sam w krzakach, w odludnym miejscu pod gołym niebem, a ktoś w środku nocy odpalił w pobliżu petardę, być może aby mnie przestraszyć. W każdym razie poczułem się tak jak wtedy. Takie ułatwienia w podróży, które mieliśmy w ostatnich latach, kompletnie uśpiły moją czujność. W czasie tych kilku miesięcy od decyzji o wyjeździe na konferencję, nawet przez moment nie przyszła mi do głowy myśl o konieczności posiadania wizy. I nagle w głowie mnóstwo myśli - czy wiza jest potrzebna, ile czasu trzeba na nią czekać, czy trzeba po nią do ambasady? Nagle rozmowa zaczęła się w biurze strasznie dłużyć, starałem się po sobie nic nie pokazywać, jedynie szepnąłem do Stasi jedno słowo "wiza". Jedyna nadzieją, że to kraj turystyczny, nie robi szczególnie dużych utrudnień wizowych. Po załatwieniu spraw w biurze szybki bieg do swojego pokoju, do komputera i gorączkowe poszukiwania informacji wizowych w sieci. Pierwsze konkretne informacje - wiza jest potrzebna. Dalsze poszukiwania - można dostać ją na lotnisku po przylocie na miejsce. Trochę ulżyło, ale niepokój pozostał. Jeszcze grzebanie na dyskusyjnych forach internetowych i dalsze informacje - potrzebne zdjęcie 4x6 cm, czas załatwiania od 8 minut do kilku godzin. Niektórzy pisali, że wizę bardzo szybko dostali, inni, że trzeba było stać w wielkich kolejkach. Ktoś inny napisał, że urzędnicy robili różne problemy, nie mogli dostać wizy i czekał, zanim zmieni się obsługa w biurze wizowym na lotnisku. Można by było jechać jeszcze w piątek jechać do ambasady w nadziei, że da się ją od ręki uzyskać. Informacje w sieci raczej nie nastrajały tak optymistycznie. Ambasada dawała wizy po dwóch dniach.

Lotnisko w Bangkoku

     W czasie takiej podróży można nabawić się kompleksów. Wyobrażamy sobie Europę jako pępek świata i wydaje się nam, że to co najwspanialsze jest u nas. Budynek lotniska mocno nas w tych wyobrażeniach przygasił. Lotnisko w Bangkoku jest drugim co do wielkości lotniskiem na świecie po Szanghaju. Zresztą obydwa są podobnej wielkości. Miałem wrażenie, że nasz cud technologii budowlanej na Okęciu jest ze 20 razy mniejszy. Najdłuższy korytarz na lotnisku w Bangkoku na około 4 km długości. Cała ta budowla jest klimatyzowana.
     Tajlandia jest dużym producentem storczyków. Widać to też na lotnisku, gdzie w jego środkowej części jest duży "klomb" z mnóstwem kwitnących storczyków. W sklepach bezcłowych można też kupić różnej maści i wielkości storczyki, zapakowane tak, że można z powodzeniem zabrać je w podróż.

Klimat

     Pattaya położona jest na półkuli północnej, w okolicach 15 równoleżnika. O tej porze roku słońce przechodzi w południe pionowo nad głowami. Kraj położony jest już w strefie tropikalnej. Cały rok jest na tyle wysoka temperatura, że nie są potrzebne ciepłe ubrania. Domy nie potrzebują ogrzewania, a raczej klimatyzacji. Po przylocie do Bangkoku, na lotnisku było jeszcze w miarę znośnie. Pierwszy sygnał, jaka może być temperatura, poczuliśmy wchodząc z samolotu do rękawa. Temperatura wynosiła około 35ºC i wilgotność niemal 100%. Pierwsze wrażenie po wyjściu z lotniska to takie, że wchodzi się do sauny parowej. Ubranie stawało się natychmiast mokre od potu. A nie było jeszcze pory deszczowej, która zaczyna się tam zwykle w połowie maja. Większość czasu spędzaliśmy w klimatyzowanych pomieszczeniach i wychodzenie na świeże powietrze było dość przykre. Chodzenie po mieście w ciągu dnia, gdy świeciło słońce, było niezbyt dobrym pomysłem. Człowiek był cały czas spocony, słońce paliło i odbierało zupełnie siły i ochotę do wszelkiego wysiłku. Pattaya z racji położenia, przez cały niemal rok ma dzień podobnej długości co noc, czyli około 12 godzin. Rozjaśniało się tam przed 7 rano, a przed 19 robiło się już ciemno.
   Spodziewałem się, że w tym klimacie będzie mnóstwo dokuczliwych owadów. Zupełnie byłem zaskoczony, bo praktycznie nie było ich widać. Przez cały, niemal tygodniowy pobyt, widziałem może ze dwie muchy i trochę drobniutkich meszek. Komarów w ogóle nie było. Pierwszego wieczoru udało mi się zobaczyć przy basenie dwa karaluchy. Rzadko też były widoczne motyle. No i niewiele było ptaków, bo nie miały się czym żywić. Obserwowałem też raz gekona czatującego na owady na pniu palmy, tuż przy latarni. Biedak raczej musiał tam głodować, bo nic do światła nie przylatywało. Latające wieczorem nad basenem dwa nietoperze też nie spasły się na tamtejszym menu. Brakowało mi typowego dla takiego klimatu odgłosu grających wieczorami cykad.

Motoryzacja po tajsku

     Ulice w Tajlandii mają w sobie coś charakterystycznego. I nie chodzi tylko o ruch lewostronny. Drogi w tej części Tajlandii są dobrze utrzymane. Gdy zacząłem to bliżej analizować to dostrzegłem, że praktycznie na drogach nie ma starych samochodów. To co jeździ to ma 4-5 lat. 90% samochodów to Toyoty, 5% Hondy i nieliczne innych marek. Znaczna część z tych Toyot to model Hilux w różnych wersjach nadwozia. Są to samochody gabarytów takich jak SUW, jednak nie są to samochody na pokaz dla bogatych, a są to w pełni użytkowe, bardzo wytrzymałe samochody. Przy opisach znajdowanych w sieci znalazłem też złośliwe komentarze, że użytkownicy tych samochodów nie muszą kupować na Allegro sztucznego błota, aby nim smarować swoje auta, tak jak właściciele SUW-ów, udający, że używają ich w terenie. Mikrobusy to głównie Toyota Hiace Typowo osobowych aut nie ma zbyt wiele. Jeździ trochę motocykli, również takich z koszami, w których wożone są różne towary. Motocykle spełniają też rolę taksówek. W ogóle nie widać rowerów.

Hotel



Owoce



Morze



Tajska kuchnia


Świątynia prawdy