Dziennik dębiański
 
15 czerwca 2007

Najazd obcych z innej planety

W piątkowy, słoneczny poranek wyszedłem do ogrodu nacieszyć oko piękną, ziemską przyrodą. W uroczym zakątku, skrytym przed wzrokiem ludzkim, koło miejsca gdzie palimy ognisko, przycupnąłem na ławce i zacząłem przyglądać się kwiatom skąpanym w świeżej, porannej rosie. Oglądam tak te kwiatki, tu kwiatek, tam kwiatek, psia kość tu chwast, tam chwast ... itd. No i wzrok mój zawisł w końcu na czymś, co też wisiało. A zwisało to z końca patyka stojącego pod ceglanym murem. Patyk był pochyły, a z jego czubka niczym z wędki zwisało na sznurku z gęstego śluzu jakieś kłębiące się mięso. Było to tak niecodzienne, że pobiegłem do domu po aparat fotograficzny. W pośpiechu szukałem jeszcze do niego akumulatorków, które siedziały w ładowarce. Wszystko jednak zmontowałem migiem (szybko, nie radzieckim samolotem) i pobiegłem tam, gdzie były te ruszające się cielska. Zacząłem je uważnie obserwować i w końcu dotarła do mnie przerażająca myśl - są to Obcy z innej planety, które zamierzają opanować naszą Ziemię. Nie były to przecież ślimaki. Wcześniej już przyglądałem się winniczkom, jak wygląda ich wzajemna wymiana genów. Było to eleganckie, ciekawe. A tu wyglądało niczym na filmach sciencie-fiction, jak obcy mnożą się w zakamarkach statku kosmicznego, oblepione obrzydliwym śluzem. Z prawej strony głowy każdego cielska zaczęło wysuwać się coś białego. Stawało się coraz dłuższe i dłuższe, koniec stawał się spłaszczony i karbowany. No i to coś białego zaczęło się z tym drugim białym od drugiego osobnika splątywać, skręcać. A żyłka tej wędki, na której wisiały, coraz bardziej się wydłużała. W końcu urwała się. Mimo obrzydzenia złapałem obcych i wyrzuciłem z ogrodu do parku. Ostatecznie niech tam Obcy się mnożą, a nie w moim ogrodzie. Coś takiego potrafi spustoszyć ogród z ładnych i cennych roślin. Gdyby to były szybko biegające stworki w skafandrach, to może bym pozamykał je w klatce. A wolno pełzający, żarłoczni Obcy przynajmniej park nieco oczyszczą ze zbyt gęstego zielska. Grunt to pragmatyczne podejście, nawet do przybyszów z innych światów. Aby nie wyszło, że jestem jakimś fantastą czy konfabulantem, to mam jeszcze jednego świadka. Wszystko to obserwowała ze mną Kamila. Mam też porobione fotografie i nakręcony cyfrowym aparatem krótki filmik z tymi kłębiącymi się cielskami. Niektóre zdjęcia można nawet tu obejrzeć. Może ABW tym się zainteresuje? Biolodzy by pomyśleli, że miałem do czynienia z jakimś gatunkiem pomrowa.