Dziennik dębiański
 
17 marca 2007

Stare jabłonie

Wczoraj spotkałem pierwszą w tym roku żabę. Napatoczyłem się na nią w ogrodzie przy krzakach pigwowca. Była chyba równie zdziwiona jak ja. Była duża, do tego w barwach moro. Pewnie jakiś zwiadowca. Nie mogłem popuścić pierwszej żabie. Złapałem zwiadowcę. Niestety, nich chciał nic zdradzić, gdzie reszta oddziału. Wypuściem licząc, że doprowadzi mnie do reszty.

Dzisiejszy dzień zaczął się mrocznie, wietrznie i deszczowo. Za kilka dni kalendarzowa wiosna. Liczyłem na słońce i bezdeszczowy dzień. Planowałem wycinkę kilku drzew - śliwy samosiejki i czarne bzy. Wygląda na to, że muszę zająć się innymi pracami, w domu. Za to zdążyłem wczoraj przyciąć przedwojenną jabłoń. Była już bardzo wysoka, do tego zaatakowana przez trzy mocno rozrośnięte kępy jemioły. Odmłodzenie jabłoni rozłożyłem na dwa lata. W tym roku ściąłem wierzchołek i kilka uschniętych gałęzi, a w przyszłym planuję dalsze cięcia, formujące kształt drzewa. Zobaczę, gdzie powyrastają młode gałęzie i które z nich zostawić do tworzenia nowych konarów. Przy ścinaniu wierzchołka drzewa uszkodziłem śliwę sąsiadki, na szczęcie niewiele, kilka gałązek. Przy okazji sąsiadce również poprzycinałem niektóre drzewka, prześwietliłem w nich korony.


Łakomym wzrokiem spoglądam czasem na wielkie, stare jabłonie rosnące nad stawem. Są one już po stronie należącej do lasów państwowych. Wymagają pielęgnacji. Listopadowa śnieżyca narobiła w tym starym sadzie sporo zniszczeń. Gruby pień jednego drzewa całkowicie został rozpruty i obydwie części drzewa wywróciły się. W innych drzewach połamane są niektóre konary. Z tego sadu jest ładny widok na stawy i zabudowania Dębian. Sad położony jest na południowym brzegu stawu, dość wysoko wznoszącym się ponad powierzchnię wody. Oczami wyobraźni widzę już ładnie przystrzyżoną trawę, alejkę wzdłuż stawu i ławkę pod jedną z jabłoni. W dole widoczna z ławki powierzchnia wody z kępami tataraku i liliami wodnymi, spokojna woda zakłócana tylko kolistymi falami robionymi przez żerujące ryby. Przy stawie wyeksponowany pień 300-letniego dębu, a w oddali czerwone mury zabudowań gospodarczych, biel pni brzozowych, obok spichlerza ściana jaskrawo kwitnących rododendronów, a dopełnieniem całości pastelowe barwy klasycystycznych murów dworu częściowo przesłoniętych dzikim winem.

Ale póki co rzeczywistość jest inna. Sad i spichlerz należy do kogoś innego. Pozostaje teraz robienie tego co możliwe. Możliwe było posadzenie dwóch tuji przy krzyżu. Zrobiłem to wczoraj razem z sąsiadką. Tuje były już podrośnięte, posadzone kilka lat temu, prawie półtorametrowej wysokości. Wygrzebałem je maleńkie z torowiska przy dworcu w Łankiejmach. Są to żywotniki zachodnie, naturalne, nie manipulowane przez ogrodników, samosiewki ze starych przedwojennych tuji, rosnących przy dworcu w Łankiejmach. Między kamieniami znajdowały tam chyba dobre warunki do wschodzenia.