Dziennik dębiański
 
16 marca 2007

Kolejne drzwi w Dębianach

Dwór w Dębianach ma ogromną liczbę okien i drzwi. Za okna jeszcze się nie zabrałem, ale drzwi już sporo nazwoziłem. Staram się odtworzyć dawny, amfiladowy układ pomieszczeń. Mnóstwo dawnych drzwi zostało usuniętych i otwory po nich zamurowano. Większość z nich są to wielkie, dwuskrzydłowe drzwi, o wysokości niemal 2,5 metra i szerokości 1,5 metra. Ale jest też trochę jednoskrzydłowych. Dużo drzwi jeszcze brakuje na strychu i w piwnicy. Na pewno nie powstawiam nigdzie współczesnych drzwi.

Drzwi zwoziłem już niemal z całej Polski. Mój ostatni nabytek, wygrzebany na Allegro za stosunkowo niewielką kwotę, pochodzi z wioski Radostowo koło Jezioran. Są to dwuskrzydłowe, warmińskie drzwi, z delikatnymi rzeźbieniami. Zdobienie drzwi przypomina styl secesyjny. Zostały zrobione prawdopodobnie na początku XX wieku. Od zewnątrz malowane są brązową farbą, a od wewnątrz obite twardą płytą pilśniową. Gdy już po ciemku dojechałem do Radostowa zdziwiłem się, bo zobaczyłem, że drzwi są jeszcze osadzone w wejściu do domu, ale jakoś dziwnie wyglądają, inaczej. Zdobienia te same, ale jakieś drewno świeże, jasne, lakierowane. Za chwilkę wszystko się wyjaśniło. Została zrobiona kopia tych starych drzwi i snycerka jest podobna. Dostałem swoje wylicytowane drzwi wraz z duszą, która w nich siedzi. Nowe drzwi i ten lakier - są ładne, ale martwe. Ja bardziej cieszę się z tego starocia. Farba na tych drzwiach była nierówna, łatwo odpadała. Brązowa farba pokrywała stare, łuszczące się warstwy. Spod odpadającej farby ukazało się stare, poszarzałe drewno, wysmagane deszczem, śniegiem i północnymi wiatrami. Drewno jest jednak zdrowe. Wystarczy tylko usunąć farbę maskującą detale zdobień i odsłonić prawdziwe piękno starego rzemiosła. Oglądając zdjęcia jeszcze na Allegro zobaczyłem, że szyby w drzwiach i płyciny, w których były osadzone, nie pasują do reszty. Nie pomyliłem się. Moje przypuszczenia, że pierwotnie były tam kraty, potwierdziły się. Może za jakiś czas uda mi się zdobyć odpowiedniego rozmiaru kraty. Póki co, będą tam tylko szyby, ale duże. Usunę to co zostało tam dostawione. Wymienię również nie pasujący do drzwi zamek, szyldy i klamki na stare, z właściwej epoki.



Drzwi przywiozłem dopiero wieczorem. Poranek i dzień był pełen innych wrażeń. Przed południem miałem wizytę konserwatora zabytków z delegatury w Elblągu. Zależało mi na jego przyjeździe, aby móc porozmawiać o przyszłości tego dworu i parku. Dwie godziny oprowadzałem go po parku i domu. Pogoda była jak na zamówienie. Trochę niepokoiłem się, jakie będą skutki tej wizyty, ale wygląda na to, że pozytywne. Będę miał dość dużą swobodę w kszałtowaniu budynku i otoczeniu, tyle że potrzebny jest projekt budowlany tego co chcę robić. Po wykonaniu prac mogę też starać się częściowy zwrot poniesionych kosztów. Wcześniej jednak muszę napisać prośbę o wpisanie budynku do rejestru zabytków. Jak sam to zrobię, to będę w dużo korzystniejszej sytuacji niż gdyby budynek został z urzędu wpisany do rejestru. Inaczej nie mógłbym starać się o zwrot kosztów. Gdy schodziliśmy do piwnicy, konserwator napomknął, że tak zdarte przez lata schody niejeden chciałby mieć w swoim domu. W tym momencie spojrzałem inaczej na te schody. Może rzeczywiście warto jeszcze je ratować mimo próchna, powymieniać tylko to, co nie nadaje się już zupełnie do niczego. Spojrzałem też inaczej na te stare deski w korytarzu, też powycierane, nierówne. Gdy byliśmy w salonie, to konserwator powiedział kilka słów o odnowieniu tej podłogi z desek. Muszę się zastanowić, może rzeczywiście warto zachować tę podłogę, która jest, nie pokrywać jej niczym nowym. Jak przypomnę sobie, jak wygląda stare, zapokostowane drewno, to jest to warte rozważenia. Muszę też napisać prośbę o zezwolenie na wycięcie topoli i oczyszczenie parku z samosiewek. Dostanę je bez problemu, nawet na dużo więcej. Nie zamierzam jednak przesadzać z używaniem piły. Co do sadzenia nowych drzew, wygląda na to, że mogę w miarę swobodnie to robić.